Go to content

Niepokonana

– CO robisz, jak cię boli?
– Hmm, no raczej płaczę. A ty?
– Czasem płaczę. Ale rzadko. Bo wiem, że to moja supermoc wychodzi?
– Supermoc?
– Noooo! Wiesz, jak ten zielony Hulk – jak go bolało, to znaczy tego człowieka, to był znak, że pojawia się Hulk. I wychodził Hulk, i miał taką wielką moc, taki niesamowicie silny był, nikt go nie mógł pokonać, nawet Godzilla! Więc jak mnie boli, to myślę, że taka siła ze mnie wychodzi, że jestem superbohaterem!

Tak oto dziewięciolatek na oddziale neurochirurgii nauczył mnie więcej o raku niż kilkunastu lekarzy, których do tej pory widziałam. To oczywiste – wychodzi ze mnie supermoc! Uzgodniliśmy z dziewięciolatkiem, że jesteśmy niepokonani i tej wersji zamierzam się trzymać. Wolałabym jednak, żeby ze mnie nie wychodził żaden Hulk, tylko coś mniej… zielonego. Coś, co mogę przykryć ubraniem, jak tatuaż. Żeby ludzi na ulicy moją mocą nie porażać. Mam supermoc! Oponiak i demielinizacja to mój kryptonit, ale wiemy wszyscy, że nawet Supermana na długo nie powstrzymał, a co dopiero Superwoman!

Mój ulubiony pan doktor poinformował, że kolejne badania pokażą, jak długie życie może mi wróżyć, rokowania są gdzieś między 3 miesiące a 30 lat. Poprosiłam grzecznie, czy mógłby wydłużyć do 41 lat oraz dwóch miesięcy, bo już jako dziecko obiecałam sobie, że dożyję 77 lat, i bardzo chciałabym słowa danego samej sobie dotrzymać.
– Pani to ma wymagania… – jęknął doktor. Co uznałam za znak, że są szanse.

W oczekiwaniu na kolejną porcję badań, umówiłam się z moją ukochaną panią Kasią, właścicielką współpracującej ze mną firmy cateringowej, na Piguła Party. Instytucję tę wynalazła moja babcia, która niegdyś raz na kilka miesięcy spotykała się ze swoją siostrą, w celu towarzyskim oczywiście, ale przede wszystkim, by wymienić się medykamentami. Obie przywoziły całe reklamówki leków, zapisanych na schorzenia różne, prawdziwe i wyimaginowane, i się wymieniały>
– A na co to jest?
– A to coś nowego na wątrobę pan lekarz mi dał.
– To daj mi! Nie próbowałam tego! A ja ci dam to, o to, na cukrzycę…

I tak dalej.
Z Panią Kasią postanowiłyśmy spotkać się na stopie prywatnej i porównać nasze zapasy medyczne. Dziennie biorę dokładnie 24 tabletki różne, piję ok. 50 ml rozmaitych kropli i syropów, do tego dzbany pełne ziół. Jest co wymieniać.

Zioła niby na wzmocnienie i oczyszczenie organizmu. Mieszanka zawiera gatunki, o których nigdy wcześniej nie słyszałam, dostrzegam więc również edukacyjną wartość raka – poznaję tyle nowego! Poza tym wyrabiam w sobie coraz większe zdolności przewidywania, ponieważ mieszanka okazuje sie być jakimś kocim wabikiem i moje domowe futrzaki prześcigają się w pomysłach, jak tu się do niej dobrać i wytarzać bezceremonialnie. Więc muszę przewidzieć, co wymyślą i odpowiednio kuchnię zabezpieczyć. Zioła z kocim futrem nie mają aż takich walorów smakowych.

Ponadto postanowiłam umrzeć zdrowa, czym nieopatrznie podzieliłam się z moim trenerem. Ten się ucieszył i dołożył mi jeden trening w tygodniu. Sadysta jeden. Wyszło na to, że uważanie na słowa nie jest moją supermocą, niestety…

Poza tym – w końcu czuję, że już nic nie muszę. Tak zwana wolność przewróci mi w głowie, niechybnie.