Go to content

„Nie mam już piersi, nie mam męża, mam syna i siłę w sobie”. O samotnym pokonywaniu raka

Fot. Pexels/ gratisography.com / CCO

Dla mnie słowa te kojarzą się przede wszystkim z pokonaniem choroby, przejściem przez piekło, horror z którym przez rok walczyłam, by odnaleźć w życiu sens i by po tym czasie powiedzieć sobie i innym-  ja pokonałam kryzys, najgorsze za mną więc i TY potrafisz.

Łącznie 3,5 roku małżeństwa z czego może połowa szczęśliwych i radosnych chwil. Najpiękniejszym dla mnie momentem było przyjście na świat mojego dziecka, w tym czasie mój mąż zaczął imprezować.

Zaczęło się od kumpli, później kumpelki, następnie wychodził w soboty, a wracał w niedziele, a ja zajmowałam się malutkim dzieckiem i czekałam, jak przystało na dobrą żonę, na męża. Z czasem zaczęło być coraz gorzej. Do imprez doszło granie w maszyny. Mój małżonek zmienił się nie do poznania. Siedział tylko w domu nieobecny i zamyślony, pragnący tylko uciec i grać. Wiele razy z malutkim dzieckiem szukałam go po kasynach i zawsze znajdowałam. Na początku wracał z nami do domu, a później mówił, że w tak ważnym momencie mu przeszkodziliśmy. Nawet nie chcę wiedzieć, ile tam kasy przegrał, ciągle łudząc się, że to on rozbije maszyny i wyciągnie stamtąd fortunę…

Z czasem było coraz gorzej w domu, ciągłe kłótnie, nerwy, stresy i popychania mnie na oczach dwuletniego dziecka, które ciągle z płaczem budziło się w nocy. Były zdrady, kłamstwa, oszustwa, wykradanie pieniędzy itd. Aż któregoś dnia, kiedy mój małżonek napluł na mnie i uderzył na oczach dziecka, wyrzuciłam go z domu. On wrócił do mamusi i dwa tygodnie później miał nową panienkę. Pragnęłam swojej rodziny bo zawsze o niej marzyłam, robiłam wszystko by ją utrzymać a w zamian byłam poniżana, żadnego szacunku i obwinianie mnie o wszystko.

Trzy miesiące później sprawa rozwodowa, na którą nie dotarłam.  Powód- tydzień przed rozwodem dostałam swoją diagnozę

Rak piersi

Od razu zaczęłam walkę, bo najważniejsze dla mnie było wyzdrowieć dziecka. A eks dowiedziawszy się w sądzie o mojej chorobie, chcą uniknąć kontaktu ze mną, zgodził się na rozwód z jego winy i kwotę alimentów na dziecko. A niby tak nas kochał.

Walczyłam rok.  Chemia, operacja, naświetlania i kolejna operacja usunięcia piersi

Przeszłam koszmar, każdego wieczoru patrzyłam jak maluch śpi i płakałam bojąc się o niego i o siebie samą, bo ja miałam i mam tylko jego a on tylko mnie. Chemia wyniszcza ciało, a jeszcze bardziej psychikę. Organizm się szybko regeneruje, a dusza potrzebuje bardzo dużo czasu, by znowu wejść na właściwy tor myślenia i nie popaść w depresję. Wtedy zaczęłam się obwiniać o rozpad mojej rodziny, małżeństwa i błagałam błagałam byłego, żeby dał nam szansę, a on bawił się moimi uczuciami przez 10 miesięcy obiecując to, że będziemy razem a żyjąc z inną kobietą.

Nie potrafiłam sobie z tym poradzić, to zrozumieć. Mimo że cała rodzina i znajomi byli ze mną w tym trudnym dla mnie okresie, mi strasznie brakowało ciepła tej najbliższej osoby, przytulenia się i wypłakania, rozmowy. Może brzmi to dość prozaicznie, ale wtedy nie widziałam jego winy tylko obwiniałam siebie. Zaliczyłam czterech psychologów i żaden nie potrafił mi pomóc. Dopiero z czasem kiedy zdrowiałam, wszystko zaczynało być dobrze i stawałam się silniejsza emocjonalnie docierało powoli do mnie, że tak naprawdę wszystko co mam zawdzięczam tylko sobie.

Dopiero z czasem zrozumiałam jak ważny w moim życiu i mojego dziecka jest spokój. Obiecałam sobie, że koniec ze łzami, bo ja chcę się uśmiechać, cieszyć się tym, że jestem i moje dziecko jesteśmy zdrowi, cieszyć się życiem i z niego korzystać.

Jestem od nikogo niezależna i robię to ja co mamy z synkiem ochotę.

A eks ??… wyrzuciłam go całkowicie ze swego życia, głowy i serca. Nie chce nawet kontaktu z dzieckiem, więc pozbawiłam go praw. Trochę spadł mu też poziom życia- kobieta go zostawiła, a sam imprezki z alkoholem i używkami, maszyny, długi w paru bankach i wyrok w zawieszeniu o niepłaceniu alimentów. Życie jest nieobliczalnie, nigdy nie wiadomo co nas może nas spotkać, dlatego trzeba brać to co nam oferuje.

Zrozumiałam to, choć potrzebowałam na to wiele czasu, ale przeszłam kryzys który tak naprawdę mnie umocnił, bo teraz wiem że potrafię wiele więcej znieść dla siebie i mojego dziecka. Dalej marzę o rodzinie, dzieciach, mężu i domu z ogrodem i kominkiem… kto wie?… może kiedyś to marzenie się spełni a jeśli nie, to też będzie okej.
Wiem też że skoro mi się udało, to Tobie też się uda. Trzymam kciuki.

autorka: Justyna B.