Go to content

„Naszym obowiązkiem jest opiekowanie starszymi”. Na pewno? A może oddajemy to, co sami dostaliśmy

iStock/ debibishop

Pamiętam, jak w internecie trochę zawrzało z powodu wpisu na jednym portali. Dotyczył on Wojciecha Młynarskiego. A ściślej tego, że rzekomo córki oddały go do domu opieki. Agata i Paulina Młynarskie oburzyły się, że ktoś po pierwsze pisze bzdury ( zapewniły, że ich Tata jest w domu), po drugie bezceremonialnie włazi butami w ich życie. Siostry zostały publicznie wsparte przez znane dziennikarki.

Temat zamknięty. Dlaczego zajmuję się bzdurami publikowanymi przez brukowy portal? Bo dotyczy bardzo ważnego społecznego problemu. A mianowicie opieki nad starszymi ludźmi. Tematu tabu, rzadko poruszanego. Albo poruszanego w klimacie: „wyrodni ci, którzy oddają rodziców do domu opieki”.

„Potwór, egoistka”

Pewna starsza kobieta w kręgu innych bliskich mi kobiet przeżywa dramat. Ma ponad 85 lat, choruje. Jej córka (dziś przed sześćdziesiątką) od lat mieszka za granicą. Kiedyś relacje z matką utrzymywała, po długiej terapii (żyje w kraju, gdzie terapia stała się modna dużo wcześniej, bardzo popularny jest też nurt psychoanalityczny, gdzie źródeł problemu szuka się przede wszystkim w dalekiej przeszłości i analiza dzieciństwa, relacji z rodzicami zajmuje najwięcej czasu) kontakty zerwała.Znające historie znajome twierdzą, że matka nic nie zrobiła, jedynie tuż po urodzeniu córki wyjechała na kilka lat do innego miasta zostawiając córkę pod opieką dziadków (nie miała wyjścia, w mieście gdzie mieszkała nie było pracy, a ona musiała je obie utrzymać). Córka była nieugięta, niedawno przyjechała do Polski tylko po to, żeby załatwić formalności. Mamo jest w ciężkim stanie psychicznym i fizycznym, potrzebuje całodobowej opieki, nie może mieszkać już sama – córka oddaje ją więc do domu opieki.

„Potwór, egoistka” mówią o tej córce bliskie mi kobiety.A ja zawsze odpowiadam: być może. Ale jeśli nie ma więzi (trudno nawiązać naprawdę bliską więź, gdy rodzica nie ma przez kilka najważniejszych lat twojego życia), nie ma też odpowiedzialności.

„Starość rodziców mnie nie obchodzi”

Bliskie kobiety patrzą potępiająco. Dla nich oczywiste jest to, że każdym rodzicem należy się opiekować. Nawet tym co bił, pił i niszczył. Kiedyś robiłam wywiad z facetem, który wyraźnie powiedział: „Starość rodziców mnie nie obchodzi”. Mężczyzną, który odciął od siebie ojca i nawet, gdy tamten chorował, w końcu umierał– nie złamał się, nie pojechał do szpitala. „ On mnie zostawił kiedyś, ja go teraz” powtarzał. Miałam aż ciary z tego lodu i braku emocji.

Wróćmy jednak na chwilę do Pani Starszej (grubo ponad 85 plus).  Jej przyjaciółki (w wieku córki) szukały dla niej prywatnego domu opieki. Były w szoku. Stan budynków doskonały, opieka cudowna, nieduże pokoje. W jednym z nich poznały niejaką  panią Krysię. Uroczą starszą panią, która opowiadała, że córka ją bardzo kocha, niestety nie może jej zapewnić całodobowej opieki. Zresztą nawet pani Krysia by nie chciała, bo tu ma cudownie, przyjaciół, poczucie bezpieczeństwa. Córka, jedynaczka pracuje w korporacji, codziennie do 20.00. Na dom opieki musi zarabiać jeszcze zleceniami ( emerytura p. Krysi nie starcza). Każdą niedzielę spędza jednak u mamy. Od rana do wieczora.

Czy ta córka jest zła (nie trzyma mamy u siebie) czy dobra (zapewnia jej dom, odwiedza ją)?

Oczywiście, w domach opieki bywają też inni, którzy odwiedzani są rzadko – cierpią, czekają. Według badań starsi ludzie mają emocjonalność i potrzeby dziecka – potrzebują czuć się ważni, kochani, potrzebują to słyszeć. Smutno patrzeć na tych pozostawionych, nawet we wspaniałym domu opieki, gdy oni całymi dniami oglądają zdjęcia bliskich, wspominają i to miła pielęgniarka czy współmieszkaniec są jedynymi odbiorcami tych historii

Wczoraj dyskusja była gorąca. „Domy Opieki są, jak sama nazwa wskazuje, do opiekowania się ludźmi chorymi i starszymi. Tylko w chorej Polsce uważa się je za zbrodnię”, „W UK takich domów jest pełno, ludzie starsi sami chcą w nich mieszkać” pisali jedni. Drudzy, że to nic innego tylko pozbywanie się bliskich.

Pluje i klnie. To też jest część starości

Każdy ma prawo mieć swój punkt widzenia

Jak to wygląda technicznie? Rację mają ci, którzy piszą, że osoba starsza chorująca często jest jak małe dziecko, męcząca, dręcząca. Pani Starsza rzuca w młodsze przyjaciółki talerzami, plotkuje niemiłosiernie (gdy była młodsza nigdy tego nie robiła), intryguje („Ty się mną zajmujesz wspaniale, tamta nie”). Poza tym całe dnie leży w pidżamie i zaraża złą energią (świat jest zły, ludzie podli, chcę umrzeć). Nie śpi po nocach, awantury robi, bo źle ugotowana herbata i zupa. Pluje i klnie. To też jest część starości. Trudno mi sobie wyobrazić, że w czteroosobowej rodzinie (z małymi dziećmi) jest miejsce na taką starość. Każdy kto powie: „To obowiązek”, niech teraz sobie wyobrazi pięciolatkę, która widzi babcię w takim stanie, gdzie babcia straszy wojną, opowiada o duchach, które krążą po domu, wyzywa, oddaje mocz na podłogę (przyszli za późno, niech zobaczą) albo naga kładzie się na podłogę (bo chce zamarznąć).

I to naprawdę nie są skrajne przypadki.

Naprawdę łatwo jest zrozumieć rodziny, które się w takich przypadkach decydują na fachową pomoc. Bo to jest praca 24 godziny na dobę, załamująca psychicznie i fizycznie. To jest umieranie za życia– i wie to każdy kto to przeżył. Trzeba czuć ogromną miłość, wdzięczność do chorej osoby, by dać sobie z tym radę. Omijając aspekt psychologiczny– co z bardziej przyziemnymi rzeczami. Pracą? Obowiązkami?

Z drugiej strony nigdy nie zapomnę mojej mamy, która opiekowała się chorą babcią. Nieprzespane noce, podawania leków, kąpania, dźwigania starszej osoby. W końcu towarzyszenie jej w umieraniu. „Oddaję miłość, którą dostałam” mówiła. Ale też miała na opiekę czas, bo już nie pracowała. Wszyscy ją doceniali, mówili, że jest wspaniała. Na inną koleżankę, która pracowała, oddała mamę do domu opieki, patrzyli z potępieniem. Trudny to ostracyzm.

Od czego tak naprawdę zależy czy sami zajmujemy się rodzicami na starość? Tu nie ma kategorii, że ktoś jest dobry czy zły. Wiele zależy od charakteru opiekujących się,  ich możliwości (czasu, siły), rodzaju więzi jaki tworzyło się z rodzicem ( nie wierzę, że zupełnie nie, może jest trochę tak, że dajemy to, co dostaliśmy).

Śmieszą mnie jednak trochę komentarze: „gdy będę stara, będę wolała być ze starszymi rówieśnikami, a nie czekać na rodzinę”, „dom opieki na 100 proc lepszy” wypowiadane przez osoby młode. Słucham często starszych ludzi, oni chcieliby chorować z nami, blisko nas, otoczeni miłością. Szczególnie, że przeprowadzki, zmiany otoczenia są dla nich bardzo trudne. Oni mogą tylko o tym rzadko mówić, bo nie chcą być ciężarem. I problem w tym, że my im tego często – z różnych względów nie możemy lub nie potrafimy dać.

Starość bliskiej osoby jest intymnym dramatem. I nikt nie wie jak się zachowa sam, gdy będzie musiał się z tym konfrontować. Ani tym bardziej nie wie czego będzie na starość pragnął. I zrozumienie tego jest chyba w tych dyskusjach najważniejsze.