Go to content

Narzeczony w wieku ojca. Miłość, której nie jest w stanie poróżnić kwestia wieku ani różnica pokoleń

Fot. iStock / Tempura

Zawsze byłam spokojną dziewczyną. Czas wolny poświęcałam głównie na naukę i poszerzanie swoich horyzontów na muzycznym polu. Chłopcy mnie raczej nie interesowali, miałam raptem kilka koleżanek. Relacji z kolegami zazwyczaj unikałam. Peszyli mnie, miałam wrażenie, że pochodzimy z dwóch różnych światów. Byliśmy w maturalnej klasie, a oni byli tacy niedojrzali. Dziewczyny zmieniali jak rękawiczki, pili alkohol, chodzili na dyskoteki, koncerty, imprezowali. Lubiłam muzykę, ale taką w innym, spokojnym wymiarze. Gra na pianinie, to było coś, co mnie relaksowało. Byłam typem samotnika, najlepiej czułam się we własnym towarzystwie, sama ze sobą. Szczerze mówiąc, byłam przekonana, że na długie lata w takim stanie rzeczy pozostanę.

Zakochana, zaczarowana

Jana poznałam, kiedy przygotowywaliśmy się do studniówki. Był ojcem kolegi z klasy, Krystiana. Moja klasa miała profil muzyczny, wszyscy na swój sposób byliśmy z muzyką mocno związani. Jan pracował w filharmonii, często wpadał przy okazji przygotowywanych szkolnych apeli, czy innych tego typu imprez i pomagał. Na moją grupę nie trafił wcześniej ani razu. Moją sympatię zyskał w okamgnieniu. Był gentlemanem, otaczał naszą grupę opieką, troszczył się o każdy szczegół naszego występu, służył radą, jednym słowem mi imponował. Uwielbiałam ludzi mądrzejszych od siebie, takich, którzy są inspiracją, znają świat podobny do mojego, motywują do rozwoju. Wszystkie te cechy widziałam w Janie.

Czerwona lampka

To miał być tylko krótki epizod. Jan wziął mój numer telefonu, umówiliśmy się na indywidualną lekcję gry na pianinie. Takie doszlifowanie całości, żebym jak najlepiej wypadła podczas występu na studniówkowej gali. Spotkanie miało odbyć się u niego w domu, nie protestowałam. Był ojcem mojego kolegi, poszłam czując pewny grunt, nie mogła spotkać mnie tam żadna krzywda. W domu byliśmy sami, najpierw była lekcja, potem kolacja. Przy Janie poczułam się na swoim miejscu. Wyznawał wartości podobne do moich, miał taką fajną swobodę w rozmowie. Do tego dochodziła pasja, którą był przesiąknięty, ogromna wiedza, i mimo wieku ta totalna spontaniczność, która mnie onieśmielała. To było wszystko to, czego potrzebowałam. Wyszłam na miękkich nogach. Dopiero w domu zapaliła mi się w głowie czerwona lampka. Dziewczyno, to dwadzieścia lat od ciebie starszy ojciec twojego kolegi, co ty wyprawiasz. Napisałam mu SMS-a, że dziękuję i przepraszam.

Napisał, że nie mam za co przepraszać. Że on też dziękuję. I, że chętnie by został moim koneserem.

Dama serca

Najpierw spotykaliśmy się raz w tygodniu. Później coraz częściej. Coraz bardziej mnie intrygował, szybko się zakochałam. Nasze randki polegały głównie na wielogodzinnych rozmowach, wizytach w kawiarniach i bardzo długich spacerach. W łóżku wylądowaliśmy dopiero po pół roku. Myślałam, że może go nie pociągam, może mu się zwyczajnie nie podobam, ale było zupełnie inaczej. On był z tej epoki, że nie wszystko naraz. Dla niego byłam damą. A o damę serca należy zabiegać, należy ją powoli zdobywać. On nie mógł wówczas wiedzieć tego, że moim sercem zawładnął od razu.

Trudna prawda

Jan był rozwodnikiem, ja panną. On wysoki, lekko siwiejący, z charakterystyczną blizną na czole. Ja niska, drobna, o alabastrowej cerze. Wyglądaliśmy jak ojciec z córką, często nas w ten sposób postrzegano. Kiedyś w jednym ze sklepów natknęliśmy się na moją mamę. Innym razem na Krystiana. Mama myślała, że Jan to mój nauczyciel, Krystian był pewien, że w jego ojcu widzę wyłącznie muzycznego wirtuoza. Z wyznaniem prawdy wstrzymaliśmy się aż do rozdania maturalnych świadectw. Nie chcieliśmy rozgłosu, ani niepotrzebnego skandalu w szkole. Kiedy wyznaliśmy najbliższym prawdę, byli w totalnym szoku. Mama nazwała mnie dziwką, Krystian wyzywał od puszczalskiej. Nie chcieli nas słuchać, nie chcieli z nami rozmawiać. Przetrwaliśmy to. W połowie października zamieszkaliśmy wspólnie, wcześniej wyjechaliśmy razem na wakacje. Jesienią zaczęłam studia, dużo wyjeżdżałam. Nasze rodziny miały nadzieję, że nam się odwidzi, że nie przetrwamy próby czasu. Złudne jednak były ich nadzieje. Podczas świąt Bożego Narodzenia odbyły się nasze zaręczyny.

Rodzina

Cieszyłam się, że startuję z zupełnie innego aniżeli moje koleżanki pułapu. Że mam spokojny związek, z mężczyzną, który nie musi pracować na dwa etaty, żeby się dorobić. Że nie lata od kumpla do kumpla, nie woła pieniędzy od rodziców. Że zawsze ma czas dla mnie, że mnie nie tylko sucho słucha, ale też słyszy, że szanuje moje potrzeby. Brakowało mi tylko akceptacji ze strony naszych bliskich, ale z czasem i te lody żeśmy przełamali. Pochodzę z dużej rodziny, zawsze spędzaliśmy razem święta, chciałam, żeby tak zostało. Był taki czas, kiedy moja rodzina wstydziła się za mnie, że mam o tyle lat starszego partnera. Z czasem jednak go w pełni zaakceptowali. Podobnie jak Krystian, choć on akurat rzadko kontaktuje się z nami. Wyjechał do Londynu, założył własną rodzinę. Nie chce wracać już do Polski na stałe.

Różnica pokoleń

Nie czuję różnicy wieku, kiedy jesteśmy razem, ani wtedy, gdy spotykamy się z moimi bądź też jego znajomymi. Jasne, że nie zawsze się ze wszystkim zgadzamy, ale szanujemy te różnice pokoleń. Staramy się obustronnie wyciągać jak najwięcej dla siebie. Mimo moich obaw, moje koleżanki mnie nie potępiły, z czasem nawet usłyszałam, że zazdroszczą mi momentami. Bo Jan ma doskonały gust, jest zawsze elegancko ubrany. Pachnie dobrą wodą, cechuje go wysoka kultura osobista, nie ma tematu, na który nie był by skłonny porozmawiać. Przyjaciółki czasem wspominają, że mamy szczęście, bo teraz wspólnie prowadzimy firmę, Jan wciąż gra w filharmonii, razem też muzykujemy. A ich mężowie, to albo mecz, albo piwo i konsola. A one marzą czasem o takim prawdziwym gentlemanie.

Codzienność

To nie jest tak, że u nas jest sielankowo i idealnie. Jak każda normalna para czasem się kłócimy. Ja reaguję zazwyczaj emocjonalnie na każdą głupotę, niecierpliwię się wszystkim, Jan mnie uspokaja. Kiedy on się pogniewa, najczęściej zamyka się w sobie, nie złości się na zewnątrz, myśli, że problem rozwiąże się jego milczeniem. To jest jedna z tych cech, której szczerze nie znoszę u niego. Jednak jego bagaż życiowych doświadczeń, jest często zbawienny, jeśli chodzi o rozwiązywanie naszych domowych problemów.

Strach

Czasami się boję. Dopadają mnie takie obawy, że Jan się nagle znacznie zestarzeje, że zachoruje, że umrze, że mnie zostawi. Boję się, że będzie chorował, cierpiał, wymagał stałej opieki i pomocy, boję się, że go kiedyś zawiodę, że nie będę w stanie mu ulżyć, że nie dam rady. Że teraz, kiedy jesteśmy jeszcze oboje młodzi, jest przepięknie i normalnie. Boję się, że zwątpię w swoje siły. To są jednak rzadkie momenty. Z reguły staram się myśleć tylko o tym, co dobre.

Przyszłość

Za niecałe dwa miesiące na świat przyjdzie nasza córka, Anastazja. Byłam pełna obaw, czy Jan będzie chciał mieć jeszcze dziecko, czy się zgodzi. Ja bardzo chciałam, ani przez chwilę nie pomyślałam, że może on być na to za stary. Wierzę, że dla małej będzie najlepszym ojcem na świecie. Wierzę, że wszystko przetrwamy.

Mam narzeczonego w wieku ojca. Ojca, którego nigdy nie miałam. Mam miłość najprawdziwszą na świecie, taką, która przetrwa wszystko. Miłość, której nie jest w stanie poróżnić kwestia wieku ani pokoleń.