Go to content

Matka na balandze. Jak to dobrze wyrwać się w sobotni wieczór z kieratu

Fot. iStock/AzmanL

Matka, nawet najbardziej rock’n’rollowa w duszy, nie ma łatwo, jeśli chodzi o balangi.Matka, nawet najbardziej rock’n’rollowa w duszy, nie ma łatwo, jeśli chodzi o balangi.

Po pierwsze, musi tę balangę wybrać. Siedząc na fejsiku zalewana jest wielką ilością wydarzeń, opatrzonych kuszącymi tytułami, oznaczonych tysiącem znajomych, którzy „wezmą udział”, a później nie przychodzą. Matka nie może sobie pozwolić na fałszywy ruch, na niepowodzenie, jej wyjście na balangę to misternie tkany, najeżony zasadzkami plan. Matka musi być pewna, że to jest najlepsza balanga w mieście.

Matka przygotowuje się długo, zaczyna od podpytania znajomych, kto idzie. Gdy już wie, że nie znajdzie się w grupie zupełnie obcych ludzi, z którymi nie ma nic wspólnego i nie może się przywitać (ale o tym później), rozpoczyna akcję.

Musi zatrudnić kogoś, kto zajmie się dzieckiem. Wyjścia są trzy: niania (chyba, że ma młodą, ładną nianię, jak ja, która częściej nie może niż może, bo ma własne balangi), dziadkowie (jeśli mieszkają w tym samym mieście i można im Człowieka oddać na noc i PORANEK), ojciec – mąż – konkubent, który zajmie się dzieckiem jak nikt inny, ale z pogardą będzie patrzył na cierpienia matki dnia następnego. Czerpiąc nawet nieco satysfakcji z trawiącego ją bólu istnienia i głowy.

Gdy ma już pewność, że Człowiek jest na ten wieczór zaopiekowany, zaczyna myśleć okołobalangowo. Jak będzie, kto będzie, czy będą tańce? Matka chodzi na balangi rzadko, więc musi się wybawić. Stoi godzinę przed szafą, myśląc co założyć. W końcu wybiera bezpieczny zestaw: obcisłe jeansy, skórzaną kurtkę i obcas, żeby poczuć się wysoka i szczupła.

Nie za bardzo lubi balangi gadane, bo gadać jej się nie chce, chyba, że na abstrakcyjne tematy. Pytanie pod tytułem „co słychać” mrozi ją i odbiera rezon, bo matka nie lubi opowiadać, co słychać. Praca, dom, dziecko chore czy zdrowe, matka nie po to przyszła na imprezę, by się spowiadać. Ponieważ matka zbyt często nie wychodzi, to nie zna też plot z miasta, ani co się działo na ostatnim bankiecie.

Matka uwielbia za to witać się ze znajomymi. Kocha całuski, uściski. Najchętniej szybciutko przemyka od jednego znajomego do drugiego, witając się wylewnie. Ma wtedy poczucie wspólnoty, a nie musi zaprzęgać swojego zmęczonego mózgu do dysput „na temat”.

Matka czuje się szalona, gdy wyrwie się z domu, więc szybko biegnie do baru. Zamawia wódkę z red bullem, bo już chce jej się spać. Wypija szybko, bo jest spragniona. Omiata spojrzeniem bawiących się, czuje się częścią imprezowego świata. Jednak tylko przez chwile, napój stawia ją na nogi na krótko, udaje się do baru po drugiego, tam już jest lekko poirytowana, bo jest jej gorąco, a przy barze tłok.

Po drugim drinku matka jest w super formie. Zdarza jej się zatańczyć do dwóch kawałków. Pomachać włosami. Dobrze się bawi przy znanych sobie piosenkach. Nowości jakoś nie czuje. Tańczy raczej z koleżankami lub z ojcem-konkubentem, nie wysyła sygnałów do mężczyzn, bo przecież jest matką, a poza tym ojciec-konkubent by ją zabił, opcjonalnie obraził się i poszedł do domu, a ona by musiała sama wracać i jeszcze go udobruchać. Bez sensu…

Myśli o tańcach na stole, ale w klubach nie przyjmują takich pomysłów z życzliwością, więc musi być naprawdę w super nastroju, żeby chciało jej się robić skandal. Ostatecznie wchodzi na jakieś krzesło…

Wybija północ, matka jak kopciuszek traci moc. Zaczyna odczuwać zmęczenie, forma spada. Dociągnie jeszcze do pierwszej, ale z trudem. Druga w nocy to dla matki mega wyczyn.

Potulnie wraca do domu. Zrzuca ubranie w przedpokoju, zmywa makijaż, myje zęby…Zagląda do pokoju Człowieka. Wreszcie jest na swoim miejscu, czuje się spełniona i szczęśliwa. Człowiek śpi, matka była na balandze. Włazi pod kołdrę…jest jej dobrze…

Godzina 6.30. Człowiek, który nigdy nie budzi się do przedszkola i uwielbia spać, przyłazi do jej łóżka i mówi pełnym sił witalnych głosem: „Jest już dzień! Wstawaj mamo! Chcę kakałko i kanapkę z salami! Pobaw się ze mną! Poczytasz mi? Nie śpij! Dlaczego nic nie mówisz…”

Matka długo zbiera siły na następne wyjście…


 

kasia marcinkiewiczNazywa się Kaśka Marcinkiewicz i jest matką – Alki. Jest też zawodowym fotografem, specjalizuje się w modzie dziecięcej, portrecie i reportażu, ostatnio również robi zdjęcia jedzenia i architektury. Przez 10 lat była fotoreporterem polityczno-biznesowym, do momentu, kiedy urodziłam córkę i postanowiła robić zdjęcia piękne. Projekt Matka to blog, w którym opowiada o tym, co ją inspiruje, zachwyca, czasem dziwi, o próbie łączenia obu aspektów życia: zawodowego i rodzinnego. To także rozmowy z ludźmi, których spotykam na swojej drodze. Lubi tańczyć na stole, trenuje kettlebells hardstyle.