Go to content

Kobieta prawo do aborcji daje sama sobie. Nie potrzebuje doradców, nakazów i zakazów

Fot. iStock / kieferpix

„Zaszłam w ciążę w wieku 19 lat. Zaczynałam studia. Wtedy nie chciałam tej ciąży. Tego dziecka. Zamówiłam przez internet tabletki polecane w sieci za 350 złotych – tak się złożyło, że zostałam oszukana, a kolejne tabletki nie zadziałały… Trafiłam do lekarza mówiąc, że chciałabym usunąć ciążę. Usłyszałam, że on nic z tym nie może zrobić, że jest późno i teraz możemy tylko tę ciążę prowadzić do końca. Moja córka ma dzisiaj 10 lat. Cieszę się, że wtedy nie wyszło, że ją mam. Choć wiem, że gdyby stało się inaczej, pewnie moje życie byłoby inne, miałabym inne powody do szczęścia – mówi Magda. Drugą ciążę usunęłam kilka miesięcy temu. Nie chciałam jej, z mężem byliśmy tego samego zdania, nikt nie wie o naszej decyzji. Wiedziałam już, gdzie zamówić odpowiednie leki. Nie żałuję, nie mam z tego powodu żadnej traumy, ani depresji. To nie znaczy też, że jestem wyzuta z uczuć. Uważam jednak, że mam prawo wyboru, że nikomu ze swoich decyzji nie powinnam musieć się tłumaczyć”.

Nie ustają dyskusje wokół zaostrzenia prawa aborcyjnego. Kto krzyczy głośniej? Gdzie w całym tym medialnym i ulicznym szumie są kobiety, które na przerwanie ciąży się zdecydowały? One siedzą cicho, rozmawiają anonimowo. Uważają, że nikomu nic do tego, jaką decyzję podjęły.

Mitów na temat aborcji narosło w ostatnim czasie wiele. Że aborcja to rzeź dzieci, to jak masakra piłą mechaniczną, zdjęcia rozpowszechniane przez organizacje pro life wzbudzały odrazę, strach i złość na to, jak można postąpić z płodem-dzieckiem-człowiekiem.

Mówiono o prawie dziecka do życia traktując kobietę, jak wielki inkubator zdolny tylko do rodzenia dzieci i do tego stworzony. Kobieta chodzi po to na tym świecie, aby być matką. To jest jej jedna jedyna i nieodwoływalna rola. Nie ma prawa do decydowania o tym, czego chce, co więcej nie ma prawa decydowania to tym, czy chce być matką. Czy tak trudno niektórym zrozumieć, że kobieta to świadomy siebie i konsekwencji swoich decyzji człowiek? Że potrafi dokonać wyboru zgodnie ze swoim sumieniem i że naprawdę nikomu nic do tego?

Ktoś powie: chrzanienie. Bo jakim prawem kobieta może decydować o tym, czy ktoś będzie żył, czy nie? Myślę, że prawem danym jej przez naturę. I można przewracać oczami, ale trudno z tym dyskutować. Dlaczego każdy chce decydować o kobiecej macicy, jakby ona była ogólnym dobrem społeczeństwa?

Justyna działa w Kobiety w Sieci (strona dla kobiet to: maszwybor.net) i jest partnerem organizacji Woman Help. Jej celem jest informowanie kobiet o możliwościach zarówno antykoncepcji, jak i aborcji. Dzięki działalności istnieje możliwość dostarczania rzetelnej wiedzy na ten temat i wspierania kobiet, które stają przed trudnym wyborem, bo jak mówi Justyna – dla każdej kobiety decyzja o aborcji nigdy nie jest prosta zwłaszcza, gdy kobieta ma już dzieci, wie jak fajnie je mieć, kiedy je kocha. Justyna: – Ten płód też gdzieś głęboko w środku kochamy, tylko z różnych powodów, a co kobieta to inny powód, musimy podjąć decyzję, wybrać mniejsze zło. To są olbrzymie dylematy, często przedyskutowane godziny między nami, kobietami, które na aborcję się zdecydowały, ale też z partnerami, bądź gdzieś wewnątrz siebie samej i zastanawianie się, co by było najlepsze, które wyjście jest tym dobrym. Czasami decyzja przychodzi szybciej, bo wiemy, że nie ma innej opcji. A czasami kobieta dochodzi do tej decyzji trochę dłużej, ma więcej argumentów za i przeciw i musi się sama ze sobą ułożyć, porozumieć i dokonać wyboru, i zaakceptować swoją decyzję i umieć ją zaargumentować wewnątrz siebie, a później z taką decyzją żyć.

Justyna, która ma dwie córki, kilka lat temu zdecydowała się na usunięcie ciąży. Dzisiaj podkreśla, że kobieta jako matka podlega ciągłej ocenie: – Kobieta, która usuwa ciążę, jest zła. Kobieta, która urodzi i odda dziecko do adopcji jest zła. Kobieta, która dostaje depresji poporodowej jest zła. Jesteśmy złe, bo nie chcemy karmić piersią, jesteśmy złe, jeśli za szybko albo za późno wracamy do pracy. Musimy być naprawdę silnie psychiczne, żeby móc z tym murem społecznym się zderzyć i jeszcze się obronić.

Najlepszą obroną kobiet, które przerwały ciążę jest milczenie. Dzisiaj nie wiadomo, ile nielegalnych aborcji jest przeprowadzanych. Tych legalnych jeszcze kilka lat temu było ponad 700, wynikały one najczęściej z uszkodzenia płodu, z zagrożenia życia matki. Nielegalne aborcje to temat tabu. Dlaczego? Bo jedynym argumentem kobiet, które dokonały aborcji jest ich własna decyzja i tak naprawdę, one nie mają ani powodu ani potrzeby przed nikim ze swojej decyzji się tłumaczyć, ale chcą o tym porozmawiać z kimś, kto je zrozumie, kto nie będzie zadawał zbędnych pytań, dlatego często szukają kobiet, które przeszły przez to, co one, dlatego zgłaszają się do Woman Help.

– Kobiety, które są świadome i przekonane co do swojej decyzji, nie potrzebują wsparcia, ten temat po pewnym czasie, gdy w nich okrzepnie, nie jest żadnym traumatycznym przeżyciem. My natomiast chcemy, żeby kobiety wiedział, jakie mają możliwości, by ta informacja, do której każda kobieta ma prawo była pełna i prawdziwa. Jeżeli dzwonią mówiąc: „Chcę usunąć to dziecko”, to my odpowiadamy, że lepiej na to dziecko się przygotować. Jeśli natomiast dostajemy sygnał, że nie ma innej opcji, że „chcę usunąć tę ciążę” – przekazujemy pełen pakiet informacji.

Dzisiaj podziemie aborcyjne to wybór między wykonywaniem zabiegu w prywatnych gabinetach lekarskich albo zakup nielegalnych leków, które prowadzą do przerwania ciąży. Justyna: – Kiedy dzwonią kobiety mówiąc, że lekarz chce za zabieg cztery tysiące złotych – odradzamy. Za mniejszą kwotę można przejść zabieg w profesjonalnej klinice w Słowacji czy w Niemczech, gdzie do pacjentki każdy podchodzi z szacunkiem nie urągając jej godności.

Z tego, co mówi Justyna i z cichych, anonimowych rozmów z kobietami wyłania się jednak obraz aborcji w samotności. Aborcji dokonywanej w zaciszu własnego domu. Koszt zestawu farmakologicznego sprowadzanego do Polski nielegalnie, gdzie w krajach europejskich jest dla kobiet dostępny, to koszt około 80 euro. Ci, którzy pośredniczą w jego sprzedaży udzielają kobietom wskazówek o dawkowaniu leku, o jego skutkach, o tym, jak się będzie czuła, co będzie działo się z jej ciałem. – Chciałabym, aby lekarze przerwali milczenie, abyśmy my kobiety mogły z ginekologiem porozmawiać o możliwościach przerywania ciąży. W końcu to tylko rozmowa, a dla nas dostęp do informacji. Decyzję i tak podejmujemy same. Chciałabym, aby każda kobieta decydująca się na farmakologiczne przerwanie ciąży mogła na drugi dzień iść do lekarza z prośbą o zbadanie jej, by sprawdzić, czy wszystko jest w porządku.

Tymczasem lekarze milczą, nie chcą mówić. Nie chcą rozmawiać o aborcji. Ci, z którymi się kontaktowałam, powiedziało wprost, że są za prawem kobiety do decydowania, że są nawet za aborcją na życzenie – legalną i świadomą z pełnym dostępem kobiety do informacji o zagrożeniach, ale też do rozmowy o mitach wokół aborcji nadbudowanych. Jednak żaden z lekarzy nie odważył się na: „tak może Pani bezpośrednio moje zdanie na ten temat przytoczyć”, wręcz przeciwnie, każdy zarzekał się, że publicznie się nie wypowie. Od przyjaciółki usłyszałam historię lekarza, który po jednym z badań kobiety w ciąży stwierdził, że płód pozbawiony jest czaszki, ta nie rozwinęła się. Zgodnie z procedurą przesłał do jednostki nadrzędnej – wojewódzkiej, pismo z prośbą o zgodę na aborcję… Odmówiono, uprzejmie informując, że kolejna taka prośba może być końcem jego prawa do wykonywania zawodu. I jak tu się nie dziwić, że boją się mówić? Że biorą się zabierać głos w dyskusji nad zaostrzeniem ustawy antyaborcyjnej?

Rozmawiałam ze studentką medycyny, ona na szóstym roku. Opowiadała, jak środowisko lekarskie huczy a propos projektu ustawy o zaostrzeniu prawa aborcyjnego. Im już nie o samą aborcję chodzi, ale o badania, które zostaną zaniechane, bo lekarze będą obawiać się kary pozbawienia wolności, jeśli w wyniku badań dojdzie do poronienia – a wiadomo, że pewne ryzyko istnieje zawsze. Nawet ci, którzy są bardzo katoliccy, którzy już w przeszłości mieli problemy z Izbą Lekarską, gdzie  odmawiali wykonania aborcji, trochę na życzenie – nawet oni są przeciwni tej ustawie. Ta ustawa zwiąże lekarzom ręce. Będą się obawiać wykonywania badań prenatalnych, nie mówiąc o leczeniu płodowym, które uratowało życie niejednemu dziecku. Nikt się nie zdecyduje na badanie, gdzie występuje jakiekolwiek ryzyko zagrożenia ciąży, ze świadomością, że grozi mu do pięciu lat pozbawienia wolności.

A co z kobietami? Grzmią lekarze – ci z silną pozycją w środowisku, którzy mają odwagę wytknąć zagrożenia wynikające z ewentualnego przyjęcia ustawy. Słychać gdzieś w tle głos kobiet oburzonych i wku*wionych na to, że chce im się odebrać prawo wyboru. Prawo do edukacji seksualnej, prawo do badań prenatalnych. W końcu najgłośniej grzmią zwolennicy zaostrzenia prawa aborcyjnego. Oni chcą decydować o kobiecie, o jej życiu, o jej wyborach kompletnie nie dostrzegając tego, co i tak się dzieje. Co nie ustanie i żadna ustawa tego nie zmieni. Kobieta prawo do aborcji daje sama sobie. Nie potrzebuje doradców, nakazów i zakazów. Moja mama mówi: „Za moich czasów do ginekologa usuwającego ciążę ustawiały się kolejki, każdy wiedział po co. No ale wtedy nikt nie groził im więzieniem”. Jedno się nie zmieniło, tak jak kiedyś, tak i dziś kobiety nie mają potrzeby tłumaczenia się ze swoich decyzji. Czy jesteśmy w stanie to uszanować i nie oceniać?