Go to content

Kiedy ludzie cię zawodzą i kiedy ty zawodzisz siebie…

Fot. iStock/Martin Dimitrov

Każdy z nas jest skrajnie od siebie różny, co nie zmienia faktu, że wszyscy bez wyjątku jesteśmy po prostu ludźmi. Chcemy wierzyć po to, żeby zaufać, a w rezultacie nawet pokochać. I często, zbyt często, przychodzi taki moment, że któreś zawodzi. Odchodzimy. Tylko po to, żeby w ciszy czterech ścian, z drugą butelką wina, licytując się z samym diabłem, obracać w dłoniach telefon. I resztkami sił bronić się przed tym, żeby zadzwonić. I prosić, by wrócił. A przecież zawiódł. Czy na pewno, tylko on?

– Bo to jest tak, słuchaj – Anka ma 29 lat, jest piękna, przebojowa, radzi sobie świetnie. Nie ma problemów, ani z brakiem przyjaciół ani adoratorów. Mimo to, większość życia bywa sama. – To, co ja chcę powiedzieć, nie tyczy się tylko relacji damsko – męskich. To samo myślę o ludziach w ogóle o znajomych, przyjaciołach. Moja mama jak opowiada mi historie o tym, jak się z ojcem poznali, to mi ręce opadają. Prawie nic nie mieli, prawie nic o sobie nie wiedzieli. I matka wiesz, bach! Zaufała na tyle, że szybko ślub, ciąża i rodzina. No wiem, udało jej się na szczęście. Ale kto to widział, bez ostrożności, bez sprawdzenia, bez dystansu?! I ja to mamie jako komentarz do jej opowiastki wygłaszam i słyszę, że w tym właśnie mój problem. Mój?! I cholera faktycznie, pukam się w czoło bo zaczynam rozumieć. My tak sprawdzamy, tak się panicznie boimy krzywdy. Ale jeszcze bardziej pragniemy bliskości, że ciągle szukamy. Szukamy, chcemy i dopatrujemy się wad, żeby się zabezpieczyć, żeby potem mniej cierpieć. I albo w końcu coś wynajdujemy albo ta druga, uczciwa strona, tego nie wytrzymuje i odchodzi. Takie błędne koło. Wiem jak to zabrzmi, ale chyba faktycznie tamte czasy, mojej mamy, były spokojniejsze, inne. I ludzie mniej się martwili na zapas. Po prostu byli razem.

Miałam tu przyjaciółkę, zawiodła mnie. Czemu się głupio uśmiecham, gdy to mówię? Bo do dziś nie wiem, czy sama tego nie spieprzyłam. Zawsze widziałam, że ma problem z używkami. A to była taka fajna laska, że nie potrzebowała niczego, by dać radę. Widziałam, ale nie reagowałam, nawet jak dzwoniła nagle w środku nocy zapłakana… Udawałam, że nie widzę. Do czasu aż przez własną głupotę naraziła bezpieczeństwo innych ludzi… Szkoda gadać. Wierzyłam w nią, a ona zawiodła, aż zabolało. A z drugiej strony, przecież mogłam coś wcześniej zrobić.

O swoim ostatnim facecie powiem tylko tyle, że w końcu uciekł. Tak mu dałam popalić. Facet marzenie, a ja przez ten mój strach i ostrożność, wciąż szukałam czegoś, czego ostatecznie nie było. I nie wytrzymał. Więc co ci mam powiedzieć? Według mnie, to my sami jesteśmy sobie winni. Zbyt wiele wymagamy i dlatego się zawodzimy.

– To przez wygórowane oczekiwania.  I osaczanie  – Karol, 34 latek. Dobre studia, dobra praca, dobre auto, dobra dziewczyna. A nie, chwilowo znowu jest sam. – Ja wiem sam po sobie, że tak tej miłości, tego kogoś obok chce, że za bardzo naciskam. Zaobserwowałem to już nie tylko u siebie. Wiesz od razu daję wszystko, ale też wszystkiego żądam w zamian. Kurczowe trzymanie za rączkę – tak bym to nazwał, a nie każdy to lubi. I to od pierwszych dni związku. Ciężko jest wytłumaczyć i przekonać, że ja to robię nie do końca świadomie. Ja tak chcę pokazać, że myślę poważnie, że mi zależy, że podchodzę do tego otwarcie i pewnie. Odstraszam, bo wymagam deklaracji. A one, kolejne, odchodzą, zawodzą.

Tak, dobrze słyszysz. Przecież tak się starałem, całego siebie jak na dłoni daję. A one tego nie doceniają, z dobrobytu im się w głowach przewraca i szukają same nie wiedzą czego. Tak sobie to tłumaczę, choć doskonale wiem, że się do tego dołożyłem. Tylko boję się przyznać.

Wypowiedz Karola przerywa Bartek, kolega z firmy, który przysłuchuje się nam od kilkunastu minut. – To i tak wszystko nic. Najgorzej jest zawieść samego siebie. Zdarzało mi się kilka razy. Choć za każdym razem szczerze żałowałem, obiecywałem sam sobie, że już nigdy więcej, dbałem o to, starałem się. I znowu to robiłem. I jak tak was teraz słucham i o tym myślę, to się tak zastanawiam. Jakim prawem, żądamy wyjaśnień gdy nas ktoś zawiedzie. Przeprosin, poczucia wstydu, zażenowania. Jak sami sobie, robimy to samo.

Ewa, która ma fajny dom, faceta i mnóstwo szczęścia mówi wprost, że niestety ją też ludzie zawodzili i ona siebie również. – My to chyba mamy we krwi, wszyscy, bo nie do końca potrafimy być szczerzy, bo boimy się odkryć i pokazać, kim na prawdę jesteśmy, bo ukrywamy swoje lęki. Bo oczekujemy ciut za dużo, mamy wszystko a nadal czegoś nam brak. Bo dajemy się krzywdzić i zawieść najbliższym, bo nadmiernie ufamy. Wierzymy bezgranicznie i zamiast otwarcie mówić, o tym co nam się nie podoba, omijamy temat. Z której więc strony nie spojrzysz, nie ma jednego winnego

Poznajesz, ufasz, wierzysz i kochasz. Obrywasz lub sama zadajesz ciosy. Płaczesz, bo ktoś znowu cię zranił,  złamał, zawiódł. Więc poznajesz kogoś i przez rozgoryczenie, oddajesz i też krzywdzisz. A wystarczy odpuścić i czasami też wybaczyć…