Go to content

„Jestem zmęczona, smutna, mam dość”. Boższ, dlaczego to takie tabu mówić o prawdziwych uczuciach?

Fot. iStock / milicad

Zbieram się. Jeszcze tylko chwila. Za chwilę zrobię wielką rewolucję. Spakuję się, wyjadę na koniec świata, nie pasuje mi jak jest. Znacie to? Czy może nigdy nie doprowadzacie do takiego momentu, bo umiecie powiedzieć „dość” w odpowiednim momencie, w odpowiedniej chwili, umiecie powiedzieć sobie: „przecież to ja mam na wszystko wpływ”.

Dziś rozmawiałam z przyjaciółką. Przez godzinę opowiadała o swoim toksycznym związku. Płakała, krzyczała, klęła. Nagle zamilkła. „To jakieś kuriozum co ja gadam, przecież mam na to wpływ. To moje życie. Mogę tego faceta w minutę zostawić”. Jego, tego faceta. Wow, cóż za odkrycie. Możemy. Możemy wiele rzeczy, ale ich nie robimy.

I nie chodzi tylko o faceta. Chodzi o miliony rzeczy, w których tkwimy, choć wszystko nam mówi: „Nieeee”.

Więc za chwilę to zrobię. W sumie liczę tylko te poranki, które jeszcze jakoś wytrzymuję. Dzień Dobry, ukochany dniu Świstaka. Szybciutko tylko ogarnę przestrzeń, pójdę pobiegać, wezmę psa, nakarmię koty. Wykonam szereg obowiązkowych czystości. Ogarnę dzieci, podjadę do mamy, podam jej lekarstwa, wysłucham, że świat jest straszny, a ludzie beznadziejni. Wiadomo, trzeba się dużo uśmiechać. Najwięcej wtedy, gdy chce się płakać. To modne, to fajne i w cenie.

Wrócę od niej, przeleję jej jeszcze pieniądze, bo ich potrzebuję. To moja matka. Muszę to robić. Najwyżej nie będę spała w nocy, ale zarobię. Jestem to winna jej starości, choć starość bliskiej osoby samą ciebie doprowadza na granicę śmierci i pytania: po … my żyjemy? Ale dam radę. Zawsze daję.

Pojadę do pracy. Znów tysiąc maili. Młodzi ludzie o tym marzą. Ludzie bezrobotni o tym marzą. Każdy kolejny mail z jakimś pytaniem jest dowodem na to, że jesteś ważna. Serio? Proszę… Takie rzeczy trwają tylko chwilę. Gdy to wiesz, już nie musisz się tym karmić. Kariery, fajne stanowiska, bezpieczne posadki. Potem gapisz się w telefon, w maile na które nie ma odpowiedzi i myślisz: hmm, serio nie widziałam pierwszego kroku dziecka? Nie pamiętam rysunków, powiedziałam mężowi, ukochanemu: „później”, przyjaciołom: „sorry, nie mam czasu, nie rozumiecie?!! Pracuję!!!” Zrobiłam to?! Przecież tej pracy już nie ma, to minęło. To nawet za wiele mi nie dało, choć wydawało mi się wtedy, że daje wszystko. Tylko dziecko coraz starsze, przyjaciele coraz dalej. Naprawdę jest sens tak poświęcać? No może dla siebie…. Ale nigdy dla kogoś.

Ale spoko, może potrzebujesz czasu. Tak jak ja go potrzebowałam. W końcu poczujesz zmęczenie.

Zmęczenie jest twoim najgorszym wrogiem, tak myślisz na początku. Pojawia się nagle, nieproszone. Jest bladą cerą w lustrze, podkrążonymi oczami, nieobecnością w rozmowach, nieuważnością, nazywaniem „kawy” i „spotkań w kawiarni” marnowaniem czasu. Jest poddenerwowaniem, patrzeniem co chwila na Facebooka, sprawdzaniem maili. Nie byciem „tu i teraz”, ale gdzieś tam.

Spacer w spokoju? A co to, k…, jest spacer?

Wolny weekend? A co to, k…., jest wolny weekend?

Leżenie w łóżku? Oszalałaś?!!!!!

Jest nieustannym „muszę”, „powinnam”, „trzeba”.

Nieustanną irytacją na kogoś, że robi mniej. W ogóle nieustanną irytacją. Na wszystkich. Jest złością, która doprowadza cię do coraz większego szaleństwa.

Aż w końcu staje się przyjacielem. Ufff. Wreszcie. To dzieje się w momencie, gdy myślisz sobie. „Pier…, nie robię”. To jest już uczucie niemal fizyczne, że dłużej nie wytrzymasz w jakiejś sytuacji. Albo nie możesz wstać w łóżka. Albo nie masz motywacji, choć wcześniej tryskałaś energią, miałaś moc i przecież jesteś zdolna.

To jedyny moment, gdy możesz powiedzieć sobie, że:

Muszę coś zrobić dla siebie, nieważni są inni. Nieważni choć przez chwilę.

– muszę wreszcie zadać sobie pytanie: „Dlaczego czuję się tak zmęczona?”

– muszę wreszcie przestać się starać.

– muszę wreszcie przestać udawać. Udawać lepszą niż jestem, mądrzejszą, idealniejszą. Po co to?

– muszę wreszcie uznać, że jestem zmęczona i TERAZ nie daję rady.

Dlaczego to jest takie cholerne tabu. Dlaczego to taki wstyd powiedzieć: „jestem bezradna, jest mi źle”. „Mam dość”.

Jestem zmęczona tym gadaniem coachów. Tą presją na bycie dzielnym, dającym radę, byciem poukładanym, w porządku, kontrolującym.

Kończy się tak. „Mam ochotę spakować walizki, zaraz to zrobię. Obiecuję. Świat mi nie pasuje”.