Go to content

Jak powiesz, co myślisz, to urządzimy cię tak, że cię własna matka nie pozna. Jak żyć w kraju mieniącym się „katolickim”

Fot. iStock / kadirdemir

Kto pochodzi z małego miasteczka? Ręka do góry? Kto wychował się w małej społecznej zaściankowości, gdzie Bóg, honor i ojczyzna to była podstawa waszej egzystencji. Tata koleżanki z ławki tłukł ją za każdą złą ocenę, ale co niedzielę trzymając ją za rękę w białej koszuli szorował do kościoła i do komunii przystępował?

Kto widział jak sąsiadka nie raz uciekała do was przed mężem tyranem, płakała waszej mamie w ramię przepraszając, że głowę zawraca, a następnego dnia rano niosła mu ciepłe bułki i butelkę piwa na śniadanie za niemym przyzwoleniem ogółu?

Kto widział chłopców kopiących psy, podpalających koty, którzy później stali jako ministranci w kościelnych ławach?

I kto miał ojca, który działał w Solidarności w stanie wojennym albo nauczyciela, który, chociaż nie było tego w książkach, mówił wam o Katyniu?

No tak, czasy się zmieniły. Dziś podobno nikt nie musi nikogo udawać, mamy wolność słowa, prawo decydowania o sobie i każdemu g*wno za przeproszeniem do tego, co myślisz, co robisz, kim jesteś. Jasne… Tak. Guzik prawda.

Zastanawia mnie od dłuższego czasu, gdzie ja do cholery żyję. Wychodzi na to, że my potrzebujemy zamordyzmu, kogoś kto będzie nas twardą ręką trzymać w kupie, bo inaczej sami siebie pozjadamy w swojej mani wielkości. W swoimi poczuciu, że ta oto my jesteśmy kimś. To my stoimy na straży suwerenności Europy, jesteśmy jej najważniejszym trybikiem, tak niedocenianym przez inne mocarstwa, ale my im pokażemy, gdzie ich miejsce. Kiedyś.

Bull shit. Jesteśmy krajem małych ludzi, co teraz widać doskonale. Jesteśmy krajem, które mieni się głęboko katolickim, gdzie na każdym możliwym metrze kwadratowym wyrasta nowy kościół, pomnik lub ogromna statua Jezusa. Krajem, w którymi symboli chrześcijaństwa jest więcej niż boisk do gry w piłkę dla dzieci. I krajem, w którym są tysiące głodnych dzieci z patologicznych rodzin, ale ogromne sumy pieniędzy przeznacza się na budowę kolejnego sanktuarium. Może cegłami chcą nakarmić ciemny lud?

A my, chowamy się w przyciasnych mieszkaniach dużych miast, bo tu łatwiej o anonimowość. Nie chodzimy w niedzielę do kościoła, bo po co. Ksiądz nie da nam czasu na spędzenie z rodziną, nie odpisze na maila i jeszcze czasem nie da rozgrzeszenia, jak powiemy, że właściwie to raczej wątpimy w sens tej wiary, niż wierzymy. Każdy z nas ma swoją własną codzienną modlitwę i to w co dzisiaj aktualnie wierzy.

Jakiś czas temu papież Franciszek ogłosił Matkę Teresę z Kalkuty świętą. Każdy kojarzy staruszkę i towarzyszący jej strój w biało błękitne pasy. Wie, że pomagała ludziom, że poświęciła właśnie temu swoje życie. I okey. Chrześcijanie się radują, bo oto kolejna święta, ale niewierzący przypominają, że wiele rzeczy z życia Matki Teresy zostało niewyjaśnionych. Paulina Młynarska na swoim Facebooku napisała wprost o ogromnych sumach pieniędzy, które nie wiadomo na co zostały przeznaczone, o przymykaniu oczu na pedofilię, na nadużycia kościoła. Pisze: „Ja tam jestem niewierząca, więc nie mam dylematów. Ale gdybym była, to bym miała. Albo nie. Nie miałabym, bo przecież dawno bym zwątpiła”. I tyle. Szczery komentarz do sytuacji, szczery, bo zgodny z tym, co sama pani Paulina wyznaje.

Nikogo nie obraziła. Nikomu noża w plecy nie włożyła, za to znalazły się setki osób (jeśli nie tysiące), które ten nóż włożyłyby w jej plecy. Czytałam i nie wierzyłam, ile brudu i nienawiści może wylać się z ludzi. Z ludzi, dla których Bóg, wiara i ojczyzna są symbolami najwyższymi. Dla których „nie czyń drugiemu, co tobie nie miłe”, „kochaj bliźniego swego jak siebie samego”, pojęcie miłosierdzia, wybaczenia i zrozumienia powinny stanowić najwyższą wartość. Ale chyba czas przestać się oszukiwać.

Religia dzisiaj zdaje się być najpotężniejszą z broni, jakie można użyć przeciwko człowiekowi. Bronią, którą można zmanipulować ociemniały tłum, bo przecież ci co mówią o miłości i dobroci, jeśli mówią: „Żona powinna być posłuszna mężowi”, „Uchodźcy to największe zło i niebezpieczeństwo, jakie może nas spotkać”, „Miłosierdzie papieża Franciszka jest czymś niezrozumiałym, dzisiaj zbieramy datki na wyprawienie 60-tej rocznicy urodzin naszego księdza proboszcza. Dziękujemy, państwa nie zaprosimy. Pomódlcie się w jego intencji” – to oni mylić się nie mogą.

A ja się pytam, gdzie macie swoje rozumy? Kto każe wam ślepo podążać za tym, co mówią inni? Kto każe nienawidzić, negować, poniżać i błotem obrzucać? Kto jest bez winy niech pierwszy rzuci kamień – stalibyśmy i patrzyli na siebie szeroko otwartymi oczami. Żyjemy w kraju, gdzie za każde słowo nie idące w parze z tym, co myśli góra, a góra myśli to co kościół, grozi wirtualna śmierć. Bo panią Paulinę już powieszono, spalono na stosie, utopiono w rzece i wywieziono na taczce gnoju. Za co? Za to, że napisała, co uważa? Nikogo nie obraziła, bo gdyby napisała: „Sąsiadka spod szóstki doprowadza mnie do szału, bo pół niedzieli klepie schabowe”, to czy tę sąsiadkę by obraziła? Nie! Bo pisze o swoich odczuciach, a niej o niej, że jest głupią cipą, co to tylko w kuchni stoi i za grosz rozumu nie ma.

Tu problem tkwi, gdzie indziej. My fanatycy nieomylni jedyni, doszliśmy do władzy. Daliśmy siłę tym, którzy nienawidzą, którzy za nic mają drugiego człowieka, tylko dlatego, że myśli inaczej niż oni. Przecież w naszym kraju nawet najważniejsza kobieta rządu własnego zdania nie posiada. Nawet komisja, która odwołuje jednego prezesa, by zaraz go jednak powołać z powrotem nie działa bez presji. A układanie się rządu z kościołem za religię na maturze, mówi bardzo dużo.

Nie mamy dyskutować. W języku tych, którzy rządzą i tych, którzy dzięki nim nienawidzą nie ma słowa D-S-K-U-S-J-A. Jest podporządkowanie. Pokazanie szarej masie, gdzie jej miejsce. A jak się wychylisz, to shejtujemy cię tak, że cię własna matka nie pozna.

Chcecie iść w tę stronę? Proszę bardzo. Chcecie przymykać oczy, twierdząc, że was to nie dotyczy? Bardzo proszę. Obyśmy tylko wszyscy nie obudzili się pewnego dnia z ręką w nocniku przytrzymywaną przez gościa, który mówi nam, że zawartość nocnika to woda święcona.

I oby przyciasne mieszkanie w centrum wielkiego miasta nie okazało się jednak nadal zaściankiem.