Go to content

„Ja chodziłem kiedyś do pracy, mówię ci, szok!”. Bajka o trzech muszkieterach… jak z obrazka

Fot. iStock / AleksandarNakic

Jeżeli wydaje ci się, że w swoim życiu przerobiłeś lub widziałeś już wszystko, może okazać się, że jesteś w dużym błędzie. Bo oto istnieje pewna grupa ludzi i  niestety w większości są to faceci (o ile powinnam  tak o nich mówić…), których śmiało mogę nazwać nierobami. Moja niewątpliwie świętej pamięci, babcia Marianna zawsze powtarzała: „Drogie dziecko, niech on sobie będzie mizernej raczej urody, o rozum też się szczególnie nie martw, jesteś mądra za was dwoje, ale pilnuj, żeby się do roboty garnął! Inaczej, całe życie będziesz miała pod dachem dziecko a nie chłopa. A jeśli los obdarzy cię synem, to nie tylko ręka boska niech cię broni przed tym, żeby mu matkować i darmozjada utrzymywać do 40-tki! Bo i zresztą dłużej z takim ananaskiem, nie wytrzymasz”. 

Przez całe swoje dotychczasowe życie nigdy takiego osobnika na swej drodze nie spotkałam, skłonna byłam nawet myśleć, że babunia ma lekko przesadzała, albo gatunek ów wymarł po prostu. Ale nie! O zgrozo, doświadczyłam spotkania pierwszego stopnia z wymienionym wyżej tworem, który to przy mamusinej spódnicy całkiem nieźle sobie radzi. Życie słodko i bez większych przeszkód mu płynie, na oglądaniu tv i spaniu. I na jeszcze jednej, bardzo ważnej czynności, którą kombinator delikwent się jednak pała. Mowa wszak o polowaniu na jelenice, która przejmie biedaka, gdy wieko trumienki nad szanowną mamusią się zamknie. Zapraszam na jedną z najbardziej absurdalnych rozmów, jakie przeszłam w swoim życiu. Bo zdziwienie na mej twarzy, a raczej stan szoku pourazowego, będzie mi doskwierał jeszcze długo.

Kolega lat 29, co to sobie sam wyprać i uprasować potrafi

„Do pracy? No ale ja przecież, w domu mamie pomagam!  Wiesz, ona to dopiero ciężko pracuje, bidula. Że się też ci ludzie tak się narabiają po łokcie i dlaczego? Dla tej emeryturki?  Gdzie parę stówek ledwo  na rachunki starcza i nawet na wakacje nie będzie za co wyjechać. Szkoła? No skończyłem tam jakieś liceum, bo ojciec jeszcze jak żył, to się strasznie o to ciskał. Nawet na studia poszedłem. Ale wiesz Krosno, co to za miasto do studiowania!”. 

Patrzę i chyba czegoś nie rozumiem, bo co ma miasto do chęci nauki. Zresztą jest jakiś przymus studiowania w danym miejscu? Przepisy się zmieniły, weszły nowe rozporządzenia? Dlaczego ja nic o tym nie wiem?!

„Przerwałem te naukę, bo tak jak mówiłem, sensu tego nie widziałem. Jeszcze jeździć trzeba było codziennie tymi busami, męczyć się. A potem co? Na kasę w Biedronce, czy ulice zamiatać? To nie dla mnie, trochę większe mam ambicje. Ja bardzo dobrze gotuję, przetwory robię, coś swojego lepiej mieć, po co państwu kieszeń nabijać”.

Oho! Biznesmen jednak, myślę sobie i pytam, jaka to branża dokładnie. Czy zatrudnia kogoś, czy sam tylko pracuje. Pewnie też jakiegoś bloga czy stronę internetową prowadzi, więc zapytuję o to wszystko i słyszę:

Nie, no ja dla mamy gotuję i dla siebie, wiesz ile to zachodu z własną działalnością? A potem i tak cię ZUS-y okradną, nie warte to niczego. Czasem trawnik skoszę, po zakupy pójdę jak mamunia kaskę zostawi. Tak mi jej żal, bo to od świtu do późnego południa pracuje, dlatego się staram pomagać. Bo ja nie jestem pierwszy lepszy, co to tylko leży. I wyprać, w sensie pralkę nastawić potrafię, i wyprasować coś lżejszego. No co, zdziwiona co? Żeby facet, rosły, młody taki, a ogarnięty jak mało kto i żelazka się nie wstydzi. Niezła partia jestem, wiem o tym dobrze, ale byle komu serca nie oddam. Lubię pracowite dziewczyny, ambitne, jak ja.  A znasz ten serial, kurczę tytuł mi wypadł. Nie oglądasz? A widzisz, bo za dużo pracujesz dziewczyno!”. No tak…

Kolega 27 lat, co to artystą jest i tylko z tego żyć potrafi. Tzn. będzie potrafił, jak już tylko na Pudelka się dopcha

„Ja piszę i komponuję, takie wiesz kawałki fajne, melodyjne, może ci puszczę?”.

Słucham więc i myślę sobie. Nie będę chłopakowi mówić, że najwyższych lotów to nie jest, skoro ktoś tego słucha i kupuje. Może się nie znam. Interes się kręci, on zarabia, ktoś się bawi, wszystko gra. Zagaduje więc, gdzie można go na żywo usłyszeć, i z którą wytwórnią współpracuje. 

„Ty chyba nie wiesz o czym mówisz, kobieto. A kto by tego chciał słuchać, a jeszcze kupić. Zresztą, by trzeba było gdzieś to rozesłać, może pochodzić z tym. A dzień za dniem goni, czasu nie ma”.

Czyli uczy się, myślę i pewnie, dorabia w knajpie gdzieś. No to ciągnę dalej, jaki kierunek i że jakby czegoś dodatkowo szukał, to może bym coś miała.

„Dodatkowo do czego? Ja chodziłem kiedyś do pracy, mówię ci, szok! Codziennie na siódmą rano trzeba było wstawać, a przecież ja młody jestem, jeszcze się nawet nie wyszalałem, a tu skoro świt człowieka nieludzko z łóżka ściągają. Aż się wzdrygam na samo wspomnienie. I jeszcze ci ludzie tam, wiesz tacy prości, bo taki zakład był, co uszczelki produkuje. Rodzice mnie zmusili, żebym tam do roboty poszedł. Ja, z moja wrażliwą duszą artysty!”.

Słucham tego i myślę, że za chwile kompletnie nieartystycznie, kopnę go w tę jego arystokratyczną dupę. Pieprzony Pan Uszczelka się znalazł.

„Ja jestem stworzony do wyższych celów, na scenę, do światłych ludzi. Mieszkam z rodzicami, w końcu po to ich mam, żeby pomogli. O co ty pytasz? Że jak to ich zabraknie? No co ty, młodzi są, jeszcze pożyją zanim ja już będę gwiazdą”.

Chyba wigilijną, wątpliwej wartości myślę sobie i raczej mało oczekiwaną. Na koniec pytam, jaki ma plan na to gwiazdorstwo, jak w ogóle wygląda to jego tworzenie arcydzieł na skalę światową, skoro ma być idolem i bożyszczem tłumów.

No jak się już wyśpię koło południa, bo każdy kto pracuje umysłem, wypoczęty być musi, to sklejam parę bitów. Potem obiadek zaliczę, parę piw u znajomych, jak się uda jakiś hajs matce wyciągnąć. Cały dzień zbieram tę,  jak to się nazywa? O! wenę i  kolejny dzień znowu robota. Lekko nie ma kochana, ale jak się ma trochę większe oczekiwania od życia, niż 8 godzin w biurze czy markecie, to trzeba zasuwać”.

Milczę ze łzami w oczach, i w nerwach piszę SMS-a do szefowej z zapytaniem, czy jak człowiek umysłem pracuje, to redakcja nie mogłaby być otwarta od 12.00 a nie 8.00 rano? Przecież ja się cholera jasna nie wysypiam i pewnie dlatego, nadal Pulitzera nie zgarnęłam! 

Kolega, wiosen już 31, nadal czeka na swoją ogromną szansę na sukces

„Jestem poetą, liryczne wiersze piszę czasem prozy trochę, zależy od nastroju. Skończyłem dwa kierunki studiów, jak sobie mamunia życzyła, niestety z moją wrażliwością nadprzeciętną za biurkiem się męczyłem i dusiłem okrutnie”.

Czekam normalnie, aż mi oznajmi, że globusa właśnie dostał niczym Emilka w Nad Niemnem.

„Więc mieszkam w domu rodzinnym, mam spokój i pokój swój duży, jasny żebym warunki miał odpowiednie do rozwijania talentu mego. Nijak tylko pojąć nie umiem, dlaczego wszędzie tylko z krytyką się zderzam, jak z serca przecież mego piszę, szczerze i otwarcie”.

Boję się jak cholera, ale ryzykuję i proszę o kawałek twórczości tejże, jego wybitnej i słyszę. „O mój Boże, Boże mój, Czemuś w swej dobroci wyłożył na mnie ch*j”. Wstaję i prawie krzyczę, że wystarczy, bo jednak dusza ma zbyt delikatna tego słuchać. 

„No właśnie, ludzie boją się prawdziwej sztuki, chowają się za tą cholerną tandetą lub czasami zamierzchłymi, Mickiewicza czy innego nudziarza. A ja o życiu piszę, o zmaganiu się z nim, o znojach i trudach”.

Zapewne masz ich od cholery!  W końcu kto by tam chciał, nic nie robić, ciepło mieć, ugotowane na czas, zapłacone bez wyrzutów i większego zachodu. Kto by tam chciał męczarni takich. Schodzę z tematu, żeby wybrnąć jakoś i o dziewczynę pytam, czy posiada w sensie.

No właśnie tu jest pies pogrzebany, bo niczego mi nie brakuje przecież, oczytany jestem, sam tworzę i nawet wiersze recytuje”.

Chryste Panie, wołam, swoje wiersze?!

„Tak, mam taki jeden, na podryw. Zacytować? Nie trzeba? No trudno.  A pani, co jutro robi? Może byśmy dajmy na to, Herberta poczytali?”.

Tak, zwłaszcza utwór ” Kura” ci polecam gościu, klnę w duchu i wymawiam pracą.

„No tak, człowieczeństwo już całkiem się zatraca, bo tylko praca, a gdzie dusza twa człowiecze? Toć praca nie zając, nie uciecze”,

słyszę już gdzieś echem w oddali.

Rozmyślając nad sensem bycia wyżej opisanych przypadków, dostaję wiadomość od przyjaciela geodety: „Na cholerę ja się po tych studiach włóczyłem, na zmywakach na nie zarabiałem, psy wyprowadzałem, żeby na książki mieć.  Geodezji mi się k*rwa mać zachciało, a co mi źle u matki było?  Stoję w krzakach, jak ten zboczeniec, co pod płaszczem ma tylko gołe jaja.  Moknę, kaczki jakieś koło mnie chodzą, muchy mnie pogryzły, pies się czyjś zesrał niedaleko i smród. Jak żyć?”. No to mu kolegę cytuje, że nie zając, nie ucieknie i takie tam i czytam : „Jaki zając? Kaczki ci mówię tu łażą, bo koło stawu mierzymy i pies się sfajdolił. Weź ty się lepiej dziewczyno za robotę, a nie mi jakieś farmazony z internetów kopiujesz! Nie wstyd ci?!”.

Wstyd. Bo dochodzę do wniosku, że teorie o ludziach z innej planety, wcale nie są tylko spiskowe.  😉