Go to content

Ile warte jest nasze życie? Jaką wartość ma miłość, która ucieka w chorobie?

Fot. iStock / jarino47

Ile znaczą dla ciebie twoje piersi? Bo dla niej znaczyły bardzo wiele. Dla niego, jak się okazało jeszcze więcej.

Byli parą, jak każda inna. On: Mężczyzna koło 40., karierowicz, ale z głową na karku. Najważniejsze było dla niego zapewnienie bytu swojej rodzinie. A przynajmniej tak było na początku, bo potem wszystko zaczęło jakby się rozmazywać…. Dłużej zostawał w pracy, bo przecież pieniądze nie biorą się znikąd!  Ciągle powtarzał jej, że robi to dla nich, choć oboje dobrze wiedzieli, że chodzi o niego.

Ona: Trochę po 30., piękna, dbająca o siebie kobieta, matka dwójki dzieci, na których skupiała cały swój czas. Nigdy nie miała problemów ze zdrowiem. Zwracała uwagę na to, co sama je i co podaje rodzinie. Kilka miesięcy wcześniej nawet zapisała się na taniec. Towarzyski. Nie przeszkadzało mu to.

Ich życie mijało na wyjazdach za granicę. Od weekendu do weekendu. Na zaproszeniach od znajomych. Dzieci nie sprawiały problemów. A i kasy mieli pod dostatkiem dzięki niemu. Poznali się całkiem przypadkiem, na imprezie u znajomych. Wszystko to było jakieś takie dziwne łatwe, za łatwe, jakby nienaturalne. Najpierw ślub, potem dzieci. Szło jak po maśle. Do czasu.

Ona sama nie podejrzewała niczego. Od zawsze miała duży, jędrny i kształtny biust. Bieliznę kupowała tylko w droższych sklepach – chciała, aby wszystko było odpowiednio dopasowane. Lubiła podkreślać wąską talię i podnosić swoje wysokie C jeszcze wyżej. Nie było faceta, który by się za nią nie obejrzał.

To on zabrał ją do lekarza. Wydało mu się podejrzane, że częściej niż zazwyczaj dotyka swojej lewej piersi. – To na pewno nic takiego – mówiła. Starała się przy tym nie okazywać strachu, jaki wtedy czuła. Nie wiedziała tylko, jak długo będzie w stanie wytrzymać. – A co, jeśli to właśnie TO?  Gdzieś w niej był ten paraliżujący lęk odbierający zdolność logicznego myślenia. On jednak nie dawał za wygraną. W końcu poszli do lekarza razem. Przez cały ten czas był przy niej, także wtedy, kiedy lekarz mówił o wynikach badań. Nie słuchała – patrzyła tylko na niego, jak w jakiś magiczny obrazek, jakby był filtrem jej bezpieczeństwa. Zapewniał ją, że nowotwór niczego nie zmieni, że liczy się tylko to, żeby była zdrowa. Wspierał, gdy płacząc nocami głośno pytała Boga: – Dlaczego właśnie ja? Był także wtedy, gdy przyszło jej iść pod nóż. Trzymał za rękę. Całował. Mówił, że ją kocha. Może nawet i kochał? Kto wie?

Problemy zaczęły się kilka miesięcy później. W drodze ze szpitala jeszcze rozwiewał jej wątpliwości: „Wszystko jest w porządku, dla mnie jesteś piękna”. Tylko potem, z dnia na dzień stawał się coraz bardziej oschły, odpowiadał półsłówkami. Później wracał do domu, aż w końcu przychodził tylko po to, żeby się wyspać. Spotykali się dopiero nad łóżkiem. Ta krótka chwila, kiedy rozbierała się, a on odwracał wzrok, była dla niej prawdziwym piekłem. Wstyd, poniżenie i poczucie odrzucenia, to więcej niż była w stanie znieść. Ale chciała o nich walczyć. Czuła się winna, w końcu to ona została oszpecona, a on miał prawo czuć odrazę – tak wtedy o tym myślała. W bólu i rozpaczy zdecydowała się w końcu na plastykę piersi. Myślała, że to ich ocali. Tak bardzo się myliła.

Oddalali się od siebie coraz bardziej.  Gdy tylko próbowała się do niego zbliżyć, słyszała: „Jestem zmęczony” albo „Nie jestem jeszcze gotowy”. Po kilku tygodniach zalana łzami, nie radząc sobie z własnymi emocjami wykrzyczała: „Dlaczego nie chcesz się ze mną kochać?! Jestem taka odrażająca?”. Usłyszała, że nie umie się przełamać… A przecież zapewniał, że nic się nie zmieni. Jakby jego miłość zamknięta była tylko w jej piersiach, brak jednej spowodował jej odejście.

W sądzie wspominał coś o tym, że nie potrafi psychicznie pogodzić się z jej okaleczeniem, a zaraz potem o wstręcie fizycznym… Miała wrażenie, że bierze udział w jakimś surrealistycznym filmie, nie wierzyła, że to wszystko dzieje się naprawdę.

Pomoc przyszła ze wszystkich stron, rodzice, przyjaciele, a nawet dzieci stawały na głowie, by ją wesprzeć po raz kolejny. Ale ona nie słuchała. Jedyne, czego wtedy chciała to, by choć raz, przez ułamek sekundy, spojrzał na nią tak jak dawniej – z pożądaniem, namiętnością. By zobaczył w niej kobietę. Cała reszta nie miała dla niej żadnego znaczenia.

Ta historia nie ma szczęśliwego zakończenia. On nie zrozumiał, jak bardzo ją zawiódł. Jak bardzo złamana obietnica, że pomimo wszystko – na dobre i złe, w zdrowiu i w chorobie – rozbiła jej kruchą psychikę. Jak niewiele w jego oczach była warta… Co w niej kochał? Piersi, z których zawsze była taka dumna? Rozsypała się. Pękło w niej to, co w każdym z nas najcenniejsze – chęć do życia. On odszedł, a on niecały rok po operacji odebrała sobie życie. Nie było listów. Nie było pożegnań…

Ile warte jest nasze życie? Ile warta czasami jest nasza miłość? Obyśmy nigdy nie musieli się tak brutalnie o tym przekonać…