Go to content

Hej kobiety, nie dajmy prawa innym decydowania o naszym życiu! Nie pozwólmy, by decydowano o życiu naszych córek!

Fot. Pexels/musicFactory lehmannsound / CCO

Przepraszam, nie chciałam… Nie chciałam od poniedziałku rano polecieć wku*wem. Myślałam sobie – zacznę tydzień spokojnie, weekend był wystarczająco burzliwy. A dziś poniedziałek, więc po co się denerwować ten dzień już sam z siebie wystarczy za dostateczny wku*w.

Ale co zrobić, jak wstaję po cichu wcześnie rano, kiedy wszyscy w domu jeszcze śpią. Robię sobie kawę  w ulubionym kubku, którego jeszcze nikt inny nie zdążył wyłowić na kakao czy herbatę, siadam i czytam. Czytam, bo interesuję się, co w kraju się dzieje, bo jestem Polką i myślę sobie – nie no gorzej być nie może niż jest. I co? I czuję, jak ciśnienie mi rośnie, jak włosy niebezpiecznie u nasady zaczynają się podnosić, jak kubek ściskam coraz mocniej i trudno, kot miauczący cicho o śniadanie musi poczekać.

Czytam i oczom nie wierzę. Zastanawiam się, jak bardzo trzeba nienawidzić kobiet, żeby nam to robić? Jak wielkim trzeba być szowinistą, żeby mieć kobiety za nic? Jak w końcu mieć mało szacunku do drugiego człowieka, by traktować go jak drugi sort, człowieka-kobietę. Ostatnio pewien lekarz powiedział mi: „Co się dziwisz, w takich czasach żyjemy, kiedy kobieta nic nie znaczy”.

Przeczytałam właśnie, że minister zdrowia chce wycofania zgody na sprzedaż pigułki „po” bez recepty. Jak twierdzi są dziewczynki, które zażywają te tabletki kilka razy w miesiącu. Najpierw zabiło mnie „dziewczynki”, bo kim są te dziewczynki? To 12-latki uprawiające seks? A może 14-latki? Tak, ja wiem, że wiek inicjacji seksualnej znacznie się obniżył, ale jak można mówić w kontekście antykoncepcji o „dziewczynkach”? To po pierwsze. Po drugie, jakim trzeba być ignorantem tłumacząc ten fakt zażywaniem pigułki kilka razy w miesiącu? Przecież to tylko dowód na to, że edukacja seksualna w naszym kraju jest poniżej zera? Dorosłe kobiety mają problem z ustaleniem swoich dni płodnych, a co dopiero te młodsze, nie mające pojęcia, jak rozkłada się ich cykl i kiedy zachodzi prawdopodobieństwo zajścia w ciążę? Przecież to wstyd Panie Ministrze, żeby w XXI wieku dorastającym kobietom nie dano możliwości poznania własnego ciała, własnej fizjonomii. Ale nie, kobiety są złe, złe są już dziewczynki, które nie chcą mieć dzieci. Złe są kobiety, które dzieci chcą mieć ale dla wielu (i od razu chce mi się krzyczeć CO ZNACZY WIELU?!?) w sposób nieetyczny, czyli dzięki in vitro.

No i mój poniedziałkowy spokój szlag trafił. Bo krew się we mnie zagotowała, bo pomyślałam sobie: „Rety, czy to naprawdę się dzieje, czy naprawdę tak trudno zauważyć jak krok po kroku odbiera się kobietom godność, jak dzień po dniu inni chcą nam udowodnić, jak niewiele jesteśmy warte? Jak mało oprócz funkcji rodzenia znaczymy?”. Kim trzeba być, żeby tak bardzo pogardzać kobietą. I tak, wiem, my sobie z tymi kawami siedzimy w ciepłym domku, w pracy między kolegami. Najczęściej mamy już dzieci, jakąś pozycję zawodową z trudem wypracowaną czasami i niższymi zarobkami niż kolega w dziale obok na tym samym stanowisku, ale myślimy sobie: „Oj tam, mnie ma co przesadzać. Mąż mnie szanuje, koledzy w pracy akceptują, po co robić szum. Mamy XXI wieku, przecież nikt i nic nie jest w stanie nam zaszkodzić”.

Drogie Panie, może i nam nikt już nie zaszkodzi, bo za bardzo jesteśmy świadome siebie, bo wiemy na czym nam zależy, znamy swoje priorytety, mocne i słabsze strony. Mamy konkretne plany i marzenia. Ale mamy też córki, córki mają nasze przyjaciółki, znajome, sąsiadka i pani ze sklepu. One są na początku swojej drogi. Na samym jej brzegu. Pomyślcie, że pomimo zaszczepionych im wartości trafią za chwilę na mur nie do przejścia, no mur pozwalający innym decydować za nie same o ich życiu. Pomyślcie, czego chcecie dla tych dziewczynek? Żeby były silniejsze, bardziej pewne siebie, żeby znały swoją wartość i żeby nikt im nie wmawiał, że nadają się tylko do garów i rodzenia dzieci?

Chciałybyście, żeby odważnie patrzyły do przodu? Żeby miały marzenia i plany, których nie będą się bały realizować? Żeby nikt nie oceniał ich przez pryzmat płci, ale po prostu – człowieka?

Chciałybyście, żeby mogły dokonywać samodzielnie wyborów? Żeby były świadome swoich własnych decyzji i nie ulegały presji społeczeństwa, której my niestety nadal często ulegamy?

Chciałybyście, aby musiały stawać przed wyborem – wyjechania z kraju, by czuć się bezpiecznie, by nikt nie osądzał zbyt krótką spódniczką, ilością wypitego alkoholu i wieku określającego ją jako starą pannę?

Chciałybyście, aby żyły w związkach, w których nie stać ich na samodzielność? W których to mężczyzna wyznacza sposób ich wspólnego życia, a raczej podporządkowania się jemu?

Znajoma jakiś czas temu usłyszała, że właściwie to ona nie powinna używać nigdzie stopnia magistra, że ten jej magister po skończonych studiach to pic na wodę fotomontaż. Dlaczego? Bo pisała o feminizmie. A co dzisiaj znaczy feminizm, czy w ogóle w naszym kraju ma rację bytu?

Drogie Panie, niech każda z was utka swoją własną definicję feminizmu, definicję zgodną z samą sobą, bo ile kobiet chcących o sobie stanowić, tyle definicji feminizmu. Każda z nas ma do niej prawo nie musząc zwać się feministką.

Otwórzcie proszę oczy, spójrzcie na to, co się tu wyprawia! Bo za chwilę okaże się, że kobieta bezdzietna będzie płacić wyższe podatki, a niezamężna oddawać część swojej pensji. Rozwódki? One już płacą często dość wysoką karę, bo za to, że pozwoliły sobie odejść, za to, że nie godziły się na męża i jego kolejną kochankę dzisiaj muszą walczyć o alimenty dla dzieci. A rząd chcąc podnieść średnią krajową skutecznie wytrąci im broń z ręki, bo wyższa średnia, to wyższy dochód, na mocy którego kobiecie świadczenie alimentacyjne przysługiwać nie będzie – za wysokie progi dla Funduszu Alimentacyjnego.

Może w naszym kraju zostanie powołana komisja do spraw prokreacji, która powtarzając kobietom, że dzieci najlepiej im rodzić między 20 a 23 rokiem życia doprowadzi do sytuacji, że kobiety przestaną kończyć studia, aspirować to zawodowego rozwoju i wtedy uda się zamknąć je w domu.

Pomyślcie o tych „dziewczynkach”, o których teraz mówi minister Radziwiłł. O dziewczynkach, które chce się chronić przed dostępem do edukacji seksualnej, o dziewczynkach gwałconych, którym chce się odebrać prawo do aborcji, ale nie zaostrza się prawa dla gwałcicieli. O dziewczynkach, które dziś z podziwem patrzą na swoje mamy, ciocie, sąsiadki, które chcą być takie jak my. Czy będzie im to dane to zależy dzisiaj tylko i wyłącznie od nas. Nie zamykajmy oczu na to, co się dzieje. Ja się wku*wiam i o tym moim wku*wie będę mówić zawsze głośno.