Go to content

Dzisiaj też będzie padać, więc warto wziąć parasolki. „Zadecydujemy według własnych, a nie czyichś sumień. Tylko tego chcę”

Fot. iStock/irontrybex

Rok temu wszystkie czułyśmy ważność tego dnia, każdy mówił o tym, gdzie idzie i o której, umawialiśmy się w różnych miejscach, bo wiedzieliśmy, że stajemy obok siebie w słusznej sprawie, że przekroczono granice naszej wolności, że nie chcemy żyć w państwie, w którym kobietę traktuje się jak obywatela gorszej kategorii, który nie jest w stanie podejmować samodzielnych decyzji, dlatego prawo powinno regulować jego wybory.

Pamiętam, jak rok temu, dwie dziewczyny opowiadały o tym, jak zostały wezwane do dyrektora na dywanik, bo przyszły do szkoły ubrane na czarno, to było liceum katolickie, a one głośno powtarzały, że nie pozwolą sobie na to, by ograniczono wolność ich własnych poglądów. Jedna z nich mówiła: „Mam 17 lat, nie wiem, co mnie w życiu spotka, w ogóle niewiele wiem o życiu, ale jednego jestem pewna, chcę mieć prawo wyboru, chcę by prawo wyboru miały moje koleżanki. By przyjaciółka, która uciekła pijanemu koledze, a którą ten chciał zgwałcić, miała prawo wyboru. Zadecydujemy według własnych, a nie czyichś sumień. Tylko tego chcę”. Poruszyła mnie, bo wyraziła wszystkie nasze lęki i obawy.

Bo my już nie jesteśmy kobietami, które zamykały się w domu, które miały wydeptaną ścieżkę między kuchnią, sypialnią a pokojem dzieci. Nie jesteśmy tymi, które zachodziły w ciążę i rodziły dzieci bez możliwości badań, wizyt lekarskich i rozmów w razie jakichkolwiek wątpliwości. Nie jesteśmy kobietami, które chowały na cmentarzu swoje kolejne dzieci, bo nie wiedziały, że noszą pod sercem dziecko z wadą genetyczną. Czasami z wadą, która w porę zoperowana mogła uratować mu życie.

Znam kobiety, które mają po ośmioro dzieci, znam te, które współcześnie mają czwórkę i więcej. Każda decyzja o posiadaniu dziecka była świadomą. Każda wcześniej wzięta tabletka antykoncepcyjna była świadomym ich wyborem.

Znam kobiety, które dzieci mieć nie chcą, a które boją się o tym mówić głośno ze strachu przed stygmatyzacją. A to przecież ich prawo wyboru, ich decyzja, ich znajomość siebie i swoich ograniczeń, ale także i ważnych potrzeb.

Znam kobiety, które długo walczyły o swoje dziecko. Które przez lata faszerowane były lekami, które wydały dziesiątki tysięcy, by usłyszeć: „Jest Pani w ciąży”. Znam kobiety, które do dziś nie mają drzwi w pokojach swojego domu, bo każde pieniądze przeznaczane były na in vitro. Dla wielu takich kobiet pojawiła się nadzieja, nikła szansa, że może spróbują jeszcze raz albo choć ten jedyny raz, kiedy rząd postanowił dofinansować zabiegi in vitro. Obecny rząd wycofał dofinansowanie i poszedł krok dalej – chce karać samorządy, które postanowiły pomóc i ze swoich środków wesprzeć pary starające się o dziecko metodą in vitro.

Rok temu protestowałyśmy. Rok temu głośno krzyczałyśmy, że nie pozwolimy odebrać sobie wolności, że nie będziemy siedzieć cicho w domach zastanawiając się na co wydać przyznane 500 plus, tak jakby pieniądze mogły nam zamknąć buzię, jakbyśmy były łatwo przekupne i sprowadzono by nas do roli tych, którym wystarczy zapłacić, żeby zajęły się swoimi sprawami.

Tyle tylko, że kobiety w Polsce to nie tylko matki, to także mądre, świadome kobiety. To kobiety, które chcą mieć prawo samostanowienia. Które nie chcą, by ktokolwiek narzucał im, co mają robić ze swoim ciałem, jak wychowywać swoje dzieci, jak mówić o seksualności i prawach swoim córkom i synom. Które chcą, by je szanowano. By respektowano to wszystko, co dla nich jest ważne, co dla nich stanowi wartość bez względu na opinie, poglądy i religie.

Rok temu obiecałyśmy, że nie złożymy parasolek. Świętowałyśmy sukces. Dzisiaj Facebook nie huczy od protestu, dzisiaj moi znajomi nie zmieniają swoich zdjęć profilowych w geście solidarności z Czarnym Protestem. Kilka osób wypisuje komentarze pod artykułami dotyczącymi praw kobiet wyzywając feministki od morderczyń dzieci.

Czy naprawdę nadal tak trudno zrozumieć, że tu nie chodzi stricte o prawo do aborcji, że kobiety, które rozkładają czarne parasolki nie chcą mordować dzieci. Że my chcemy prawa wyboru, chcemy poszanowania praw kobiet, które przez ten rok zostały ograniczone i nadal chcą je ograniczać.

Wycofano antykoncepcję awaryjną bez recepty. Minister zdrowia uznał, że my kobiety nie potrafimy mądrze i świadomie korzystać z tabletki EllaOne, więc trzeba dostęp do niej ograniczyć i kontrolować! Do sejmu pewnie lada dzień ponownie złożony zostanie wniosek o zaostrzeniu prawa aborcyjnego, prawa, które będzie nakazywać kobietom rodzić chore dzieci, dzieci z wadami genetycznymi… Kto się tymi dziećmi zajmie, kto wesprze matki? Kto da im finansową i psychologiczną pomoc? Niee, no przecież my świetnie radzimy sobie same ze wszystkim, to z tym też damy radę. Nawet z wycofaniem standardów okołoporodowych, bo ważny jest komfort lekarza, a nie rodzącej kobiety.

Kto z was zajrzał do podręcznika do Wychowania do Życia w Rodzinie? Kto zapisał dziecko na te zajęcia, które okazują się być przedłużeniem koncepcji katechezy w szkole (swoją drogą, moje dzieci mają jedną godzinę historii, a dwie religie w tygodniu szkolnym)? Kto wie, że dzisiaj w szkole mówi się, że jedynym i słusznym wyborem dobrego życia jest założenie rodziny i posiadanie dzieci? Dzisiaj, kiedy nasze dzieci chcą podróżować, uczyć się języków, dla których świat zmniejszył się niesamowicie?

To nie tylko nam, to także im – naszym dzieciom – córkom i ich późniejszym mężom, ten rząd chce narzucić swoje zdanie, chce kontrolować decyzje, chce stłamsić w zarodku wszelkie przejawy samodzielnego myślenia, możliwości wyboru.

Dzisiaj Czarny Wtorek. Znowu pada. Jest zimno. W jednym z komentarzy przeczytałam, że na szczęście jak nie policja, to pogoda przegoni całe to feministyczne towarzystwo… To nie koniec. Krok po kroku odbiera się nam nasze prawa. Co jest następne na tapecie, wciąż przemilczana publicznie kwestia wycofania się konwencji antyprzemocowej, do której rząd się przymierza? A może nałożenie kar na kobiety, które zgłaszają domową przemoc na policji. Środki dla organizacji wspierających ofiary przemocy już ucięto. Czemu nie pójść o krok dalej. Czemu nie pogrzebać w kodeksie karnym w punktach dotyczących gwałtu, w końcu ostatnio sprawca gwałtu na 13-latce nie poniósł kary. Mężczyzna może, mężczyzna musi. Kobieta powinna siedzieć cicho, rodzić dzieci i cieszyć się, że ma dom i rodzinę. Te czasy już minęły. Minęły BEZPOWROTNIE! Dlatego nie składajmy parasolek. Nie pozwólmy, by dla naszych córek, dla naszych dzieci przygotowano państwo, z którego oni będą chcieli tylko uciec.