Go to content

Dla miłości była w stanie zrobić wszystko. Dziś zostały długi i terapia, długa walka o siebie

Odkąd pamięta, była kochliwa. Nie, ona raczej powiedziałaby, że szuka miłości. Szukała więc miłości, odkąd była nastolatką, kompulsywnie, rozpaczliwie. Rodzice myśleli, że z tego wyrośnie. Mama podsuwała książki przygodowe i konfiskowała kupowane przez Agatę w kioskach „harlekiny”. To przecież w końcu musi się skończyć – taki wiek. Plakaty ukochanego zespołu nad łóżkiem i zeszyt z naklejkami przedstawiającymi ukochanych aktorów. I chłopcy. Pierwszego chłopaka Agata przyprowadziła do domu, kiedy miała 14 lat. „Pochodzili” ze sobą i rzucił ją dla koleżanki z równoległej klasy. Ale prezentów (książek, ubrań) nie zwrócił. 15 lat później Agata ląduje na terapii. Właśnie zostawił ją narzeczony, dla którego zaciągnęła spory kredyt. Ale Agata się tym kredytem nie martwi. Tylko tym, że znów jest sama.

Przyjaciółka poważnie martwi się o Agatę, mówi jej, żeby się zajęła czymś nowym, żeby zapisała się na kurs, wyjechała na jakieś wakacje. Ogarnęła się, spojrzała na siebie z boku, bo przez mężczyzn rujnuje sobie życie, traci energię, przekreśla swoje szansę na szczęście. Kiedyś, z kimś.

Tak samo matka. Tyle razy rozmawiały, tyle książek, artykułów podsunęła córce. Cudem udało jej się ją wysłać do tej terapeutki, która zobaczyła w problemie Agaty coś więcej niż „kochliwość” i niepoprawny romantyzm. Że ona jest uzależniona od miłości, od tego, by z kimś być. I że to jest prawdziwy dramat.

Dla miłości Agata jest w stanie zaniedbać pracę, choć ją lubi i dobrze zarabia. Ale kiedy tylko zaczyna czuć to „coś”, kiedy serce przyspiesza, a on obejmuje ją w pasie i idą razem objęci po ulicy – wszystko inne się nie liczy. Kiedy jest sama, wieczorami wychodzi na miasto. „Poluje”. Wychodzi do znajomych albo do kawiarni, barów. W lecie biega w parku w nadziei, że wreszcie spotka „tego jedynego”. A potem spotyka byle kogo i niemal natychmiast traci dla niego głowę.

Pierwszy, poważny związek przetrwał trzy lata. On był dwa lata młodszy, ona kończyła studia, zaczynała pracę w firmie, w której zostanie przez długie lata. Poznali się On nie pracował, więc żyli na jej koszt. Wynajęła mieszkanie, umeblowała je, sama opłacała czynsz. Rodzice patrzyli na to przerażeni. „Dziecko, przecież on cię wykorzystuje” – mówili. „Wszystko mu na tacy podałaś”. Że nie dołożył nawet grosza? Nie szkodzi. Ważne, że był, że wracała do domu, w którym na nią czekał. Że był cały jej. Do czasu kiedy się zakochał. Bo odchodząc wyznał jej, że nigdy jej naprawdę nie kochał. A w ogóle to jest męcząca i jakaś chora. I niech nie myśli, że może go kupić. Przez trzy lata się zgadzał, ale ma już dość. Niech przemyśli tę swoją zaborczość.

 

1/1 Dla miłości była w stanie zrobić wszystko

Drugiego ukochanego „ na dłużej” Agata poznała w biurze. Nie powiedział jej, że ma narzeczoną w rodzinnym mieście, udało mu się to utrzymać w tajemnicy przez cały ich związek. Ale pieniądze na motor pożyczył bez skrupułów. Jasne, że nie oddał. Na urlopy w opłaconym przez nią hotelu też jeździł i obiecywał małżeństwo na plaży, przy blasku zachodzącego słońca, jak w harlekinie. Szampan, truskawki, biała pościel. Kicz jak z taniego romansu. Tylko rodziców nie chciał poznać, dziwne. No może nie bardzo. Niestety z tej bajki trzeba było wrócić do rzeczywistości. Spotykali się przez półtora roku, aż nagle zadzwoniła zaniepokojona narzeczona, która przejrzała jego telefon i wszystko zepsuła. Agata płakała miesiąc. Poprosiła o przeniesienie do innego działu, ale ostatecznie to on odszedł z firmy. Szkoda, naprawdę był całkiem fajny. I bardzo czuły. To nic, że drogi. Tak pięknie do niej mówił. Dawał jej dokładnie to, czego jej było trzeba – złudzenie miłości idealnej, takiej jak z filmu. Agata płakała po nim miesiąc. Nawet nie zwróciła uwagi na to, że pieniądze na jej koncie stopniały przez ten czas, kiedy była z nim, w zastraszającym tempie.

Potem były jeszcze miłości i miłostki. Mężczyźni niewiele warci i nastawienie na branie, a nie dawanie. Jakoś właśnie tacy lgnęli do niej najbardziej i w takich zakochiwała się najszybciej.

Ale to ostatni związek okazał się najgorszą katastrofą. Pawła poznała u znajomych. Ktoś szepnął jej, że miał epizod z alkoholizmem, że przeżył załamanie po rozwodzie. Podziałało, już był w „jej typie”. Już widziała się w roli pocieszycielki i tej, która go uratuje. Wydobędzie z niego to, co najlepsze. Zmieni go, dzięki niej on stanie się lepszym człowiekiem – po jego twarzy pierwszy raz od dawna spłyną łzy. A potem wezmą ślub i będą mieli dzieci. Okaże się, że ten twardy, na pozór tylko chamski facet jest wspaniałym, czułym mężem, ojcem, kochankiem. Takim, który za najbliższych jest w stanie oddać życie. Przysiadła się, słuchała, posłuszna, zafascynowana, zdecydowana. Następnego dnia byli już razem. To znaczy jej zdaniem, bo on chyba inaczej podchodził do tego związku. Ale zakochała się, na zabój. Wybaczała jego „znikanie”, jego chłód, jego oszustwa i podebrane pieniądze z torebki. Wybaczyła nawet siniaki na dłoniach i słowa, które raniły chyba nawet mocniej. Tak przetrwała z nim rok, choć bliscy błagali – wyrzuć go z domu, nie dawaj pieniędzy, przestań być taka naiwna. Nie słuchała nikogo. Zaciągnęła kredyt, bo powiedział, że w ten sposób może go uratować. Wziął ponad 100 000 i zniknął. Podobno wyjechał z kraju.

Na terapię Agata trafiła dopiero po tym, jak zorientowała się, że została okradziona. Przyznała się rodzicom, przyjaciółce. Załamali ręce. Przecież mówili… Do psychologa przyprowadziła ją matka, załamana, zapłakana. Z nadzieją, że córka w końcu zrozumie, że może jak ktoś obcy jej pokaże, to ona oprzytomnieje. Na razie Agata wciąż myśli o miłości. I o tym, kogo spotka na firmowej konferencji.