Go to content

„Dbamy, żeby go nie bolało… Bo dziecka nie ma prawa nic boleć… I choć wiem jakie to trudne, po prostu proszę nam zaufać”. Wzruszający apel do rodziców

Fot. iStock / ElgarsRetigs

Dziś o czymś dla mnie oczywistym… Dla mnie, bo to moja praca, ale nie dla zwykłego Rodzica, który na bloku operacyjnym zostawia swoje dziecko…

Kiedy przywozicie Państwo na blok operacyjny swoje dziecko, jesteście tak samo przerażeni jak ono. „Trzymacie fason”, staracie się być silni, bywa, że połykacie łzy, uśmiechając się do swojego szczęścia…

Oddajecie swój najcenniejszy skarb w obce ręce, nie będziecie go widzieć, przez długi czas nie będziecie mieć wiadomości o tym, co się z nim dzieje. Możecie tylko stać pod drzwiami bloku i czekać.

Oddajecie swoje dziecko pielęgniarce anestezjologicznej…

Dziś więc, jak nietrudno się domyślić, będzie o moich dziecięcych koleżankach:)

Są ubrane na kolorowo, mają bluzy w postacie z bajek, w kwiatki, kolorowe czapki, niebieskie rękawiczki. Zabierają Wasze dziecko na sale operacyjną, czasem na łóżku, czasem w małym łóżeczku, najczęściej na rękach…

Całujecie, machacie ręką i… Możecie tylko zaufać, że kobieta (na moim bloku są to kobiety:) ), której zawierzyliście kawałeczek swojego życia, będzie się nim dobrze opiekować…
I tak jest….

Za drzwiami sal operacyjnych dziecko jest specjalnym pacjentem. Bo to dziecko. Największe dobro i bezbronność w jednym…
A My w większości jesteśmy mamami…

Po zabiegu dziecko przyjeżdża na salę budzeń, pooperacyjną, gdzie zostaje przekazane pracującemu tam zespołowi… Tam maluch odsypia znieczulenie, tam pilnujemy jego parametrów i tam dbamy, żeby go nie bolało… Bo dziecka nie ma prawa nic boleć.

Choć czasem jeszcze nie mówi, parametry i znajomość farmakologii pozwala nam na leczenie bólu pooperacyjnego…

Dziś była mała dziewczynka. Obudziła się i nie płakała.
Pełna sala budzeń, my trzy biegające między pacjentami i malutka dziewczyneczka, cichutko leżąca w łóżeczku… Kręcąca się wokół, raz głowa, raz nóżki, machała sobie rączkami i rozglądała się wokół… Zero łez…

Gdyby płakała, pomimo pełnej pacjentów sali, nosiłabym ją na rękach, zawsze tak robię, bywa, że śpiewam i takie tam inne rzeczy

Kiedy koleżanka z oddziału przyszła odebrać drobinkę ,wzięłam ją na ręce, ta chwyciła mnie za bluzę, przylgnęła, po chwili odwróciła się patrząc ciekawie na świat…
Uśmiechała się zalotnie….
I tak szłyśmy długim korytarzem mojego bloku, ja do niej mówiłam, ona się uśmiechała…

Nie czekała na nią żadna mama. Była… niczyja…
Z jednego z państwowych domów, zajmujących się takimi dziećmi…

Radośnie przeszłą z rąk do rąk, puściła mi buziaka i… pojechała z nową ciocią…Na obiecaną galaretkę 🙂 .

Po powrocie jedna z pacjentek zapytała mnie, czy ja każde dziecko tak traktuję… Dla mnie szokujące pytanie…

Jak mam inaczej traktować?????

Każde dziecko jest czyimś dzieckiem, jest malutkim człowieczkiem czującym ból i przerażenie… Jeżeli tylko mogę, głaszczę, zagaduję, opowiadam głupoty, śpiewam, choć w moim wykonaniu dla pozostałych pacjentów to musi być traumatyczne przeżycie…

Jeżeli myślicie Państwo, że za drzwiami bloków operacyjnych, o Wasze dzieci przestajemy dbać, jesteście w błędzie.
W miejscu, w którym ja pracuję, gdzie „budzę” dzieci, są one na specjalnych prawach.
Bo to dzieci.

I nikt jeszcze z dorosłych pacjentów się nie poskarżył.

Dziecko po zabiegu ma się bezpiecznie obudzić, ma nie czuć bólu i jak najszybciej ma jechać do rodziców…
Dla Państwa to godzina, która wydaje się dobą, chwile trwające wieczność…
Te chwile są potrzebne dla bezpieczeństwa Waszych dzieci…
I choć wiem jakie to trudne, po prostu proszę nam zaufać.

Szczególne wyrazy uznania, dla moich koleżanek, które dzieci znieczulają…
Nie tylko za kolorowe bluzy…


Wpis pochodzi z Facebooka i został opublikowany za zgodą autorki.

Autorem jest Monika Drobińska.