Go to content

Jak daleko się posuniesz, żeby uratować to małżeństwo? Wyjdź wreszcie z tej cholernej sypialni, odważ się spojrzeć sobie samej w oczy

Fot. iStock/kitzcorner

Siedzisz sama, na łóżku w sypialni. Zasłoniłaś okna, wolisz teraz ciemność. Nikt nie musi być świadkiem twojego bólu. Poza tym,  tak jest lepiej, tak łatwiej się skupić. Miotasz się, złościsz, nie dowierzasz. Jesteś wściekła, że to wszystko właśnie tobie się przydarzyło, a jednocześnie nie umiesz odpuścić – nie potrafisz odejść. Nie rozumiesz samej siebie, przecież powinnaś uciekać teraz jak najdalej, byle tylko nie czuć. Uwolnić się. To ciebie zraniono, oszukano, wykorzystano. To ty cierpisz. A jednak nadal siedzisz na łóżku, w waszej sypialni, a z twojego palca wciąż jeszcze nie zniknęła obrączka. Co cię jeszcze przy nim trzyma? Jak daleko się posuniesz, by uratować to małżeństwo?

Powiedz, szczerze – jest jeszcze co ratować?

Co właściwie chcesz zbierać, co naprawiać, co składać? Nie rozmawiacie ze sobą szczerze od dawna. Informujecie się nawzajem o różnych sprawach – to tak, to się zdarza, codziennie.  „Idę do pracy,  będę o 18-tej, kupię pieczywo”. Ale o uczuciach nie mówicie wcale. Nie wiesz, czy są dla niego ważne. Od lat nie słyszałaś „Powiedz, co cię martwi?”.   Od lat nie powiedziałaś tych słów sama. Wczoraj oznajmił, że „dłużej tak nie może i chce odejść”. Rozpłakałaś się, oczywiście. Nie uwierzyłaś od razu. No bo jasne, nie było między wami różowo, ale żeby zaraz rozwód? Tak bez uprzedzenia, tak „po prostu”? Bo on się czuje w tym związku niekomfortowo? A ty?! Co z tobą?!

Powiedziałaś, że na to nie pozwolisz, że po twoim trupie. Co sobie wtedy pomyślałaś? Jak sobie to wyobrażasz? Że teraz nagle zaczniesz się starać za was dwoje? Że zmusisz go, by usiadł obok ciebie, by wziął cię za rękę, by jeszcze cię kochał?

Łudzisz się, że gdy on zobaczy, co traci (tę zapłakaną, nieszczęśliwą twarz kobiety, z którą kiedyś był szczęśliwy) – opamięta się? Że zmieni się w ciągu tygodnia w kogoś kim już dawno dla ciebie nie był? Wiesz, to nie jest film, który oglądasz w telewizji, to twoje życie, twoje uczucia i ten człowiek naprzeciwko, który z czasem, z najbliższej ci osoby stał się kimś obym, coraz mniej znanym. Powtarzasz, że trzeba dać sobie szansę, skoro sobie przysięgaliście? Tak, przysięgaliście. Problem w tym, że małżeństwo bywa zbyt trudnym testem. Nie wszyscy go zdają. Nie wszyscy do niego dorośli, dojrzeli. I nie wszystko da się naprawić terapią dla par. Zwłaszcza, gdy parą już się nie jest.

Tracisz godność

Idziesz do niego, prosisz o rozmowę, błagasz. Chcesz, żeby ci wszystko wytłumaczył – jeszcze raz, na spokojnie, powoli, ze szczegółami. Jak to „z kimś się spotyka”? Przecież wciąż jeszcze jesteście małżeństwem. Kiedy to się zaczęło? Dlaczego nie powiedział od razu? Dlaczego cię oszukał, jak udało mu się ukryć to, że ktoś staje się dla niego ważny? Przecież wciąż kładziecie się obok siebie, do tego samego łóżka.

„O co ci chodzi?” – słyszysz w odpowiedzi. Przecież cię nie zdradził, żadnego seksu nie było. Jest bliskość, ale inna, emocjonalna, intelektualna. Ona słucha. Ona POTRAFI słuchać. Wiesz, co to oznacza? Że ty nie. Że ty JUŻ nie.

Czujesz, że tracisz godność. Rozpadasz się na kawałki, kiedy słuchasz o NIEJ, o tym dlaczego to JĄ wybiera, odrzucając wasze wspólne siedem lat małżeństwa jakby zdejmował niewygodne, uciskające, znoszone buty.

Patrzysz na niego i widzisz, jak mu źle z tym, że musi z tobą rozmawiać. Myślał, że wystarczy, jak oznajmi ci, że odchodzi. Że będzie wolny. O, nie – ty mu teraz pokażesz, ty zawalczysz. Ty uratujesz. Ale co, tak właściwie?

W myślach przywołujesz najlepsze wspomnienia, jakbyś zaklinała rzeczywistość. Przecież to jest przeszłość, tego już nie ma. Nie załatasz tej dziury pamiątkami ze wspólnych wakacji, kiedy on buduje już sobie nowe życie, z nią. Nawet, jeśli to dzieje się tylko w jego myślach. Z czego jeszcze zrezygnujesz, żeby się „wam” udało? Nie żyj iluzją.

Wyjdź w tej cholernej sypialni. Stań przed lustrem, twarzą w twarz ze sobą samą. Spójrz sobie w oczy i powiedz: czy znajdziesz w sobie siłę, żeby wybaczyć, zapomnieć? Co ci da, jeśli kurczowo uczepisz się jego ramienia, wołając, że nie dasz mu odejść? Nie zatrzymasz go. Nie wzbudzisz w nim tego, co już minęło. On już nie jest „twój”, a może nigdy nie był. Jak wiele siebie jesteś jeszcze w stanie poświęcić, zanim zrozumiesz, że już go nie zatrzymasz? Jak bardzo się skrzywdzisz? Dosyć. Czas otworzyć nowy rozdział.