Go to content

Czekają, co przyniesie im dzisiejsza noc. Co przeżyją, czego doświadczą. Czy znajdą tu miłość?

Fot. Marta Kossakowska / hrum.nl

Kilka dni wcześniej zapytałam Marię, jak powinnam się zachowywać i co na siebie założyć. Nie wiedziałam, czy odnajdę się w tej rzeczywistości. W końcu nigdy nie byłam na milondze, nie wiem czym jest tango. „Spokojnie. Jeśli ktoś będzie chciał z Tobą zatańczyć, po prostu odmów. Nikogo nie urazisz” – mówi. Po chwili dodaje „Obserwuj. Może wsiąkniesz… A jeśli nie – przynajmniej będziesz wiedziała, co tracisz” – dodała. No to spróbujemy…

Sobota, centrum Warszawy, po 22:00. Na Nowym Świecie tłumy. Wchodzę do jednego z budynków po kamiennych schodach. Ona czeka już na mnie przy szatni. W pięknej sukience, idealnie przylegającej do jej ciała. Sala znajduje się gdzieś w pobliżu. Wiem to, bo słyszę muzykę. Coś dusznego jest w miejscu, w którym teraz przebywam. Dziwne stężenie CZEGOŚ, co wywołuje uczucie zbliżone do pierwszego miłosnego zauroczenia.

Przedstawia mnie kilku osobom, wszyscy są bardzo serdeczni. Rozumiem, że znają się od dawna. „Z T. przetańczyłam niejeden wieczór. Jest wspaniałym tancerzem” – opowiada mi Maria. „Milonga jest spotkaniem tańczących tango, obietnicą przeżycia czegoś wyjątkowego – emocjonalną metafizyką, którą można umiejscowić między pożądaniem a potrzebą odkrycia prawdziwego siebie. Chodź, zaraz zobaczysz”.

Duża, ale kameralna sala. Przydymione światło. Wszyscy poruszają się po zewnętrznej linii prostokątnego parkietu w kierunku odwrotnym do ruchu wskazówek zegara. Mimo głośnej muzyki słychać dźwięk sunących obcasów, co raz zaczepiających o parkietowe pułapki. Dookoła stoliki i krzesła. Wiele osób siedzi, piją kawę, wino. Nie wiem kim są ci ludzie, ale między nimi jest pewna tajemnica. Dostrzegam jedną z par – w wieku moich dziadków. Powoli, niespiesznie tańczą po lewej. Na drugim krańcu para 30-latków. Tańczą w skupieniu. Chyba się nie znają. Wszyscy w pewnego rodzaju transie.

Fot. Marta Kossakowska / hrum.nl

Fot. Marta Kossakowska / hrum.nl

Czujesz na sobie to spojrzenie

Siadamy. Maria nagle wstaje – ktoś poprosił ją do tańca. Obserwuję ją. Jest taka piękna, radosna, a jednocześnie seksowna. Czuję się zawstydzona. Jakbym kogoś podglądała. Głupio mi, więc wodzę wzrokiem po sali. Ktoś ewidentnie mnie obserwuje. Patrzył w oczy i skinął głową. Siedział na drugim końcu sali. Stchórzyłam, spuściłam wzrok. Nie tym razem. Nie dam rady. Ale jestem pod wrażeniem.

Właśnie skończyła się tanda (seria od trzech do czterech tang wykonywanych bez przerw). Mimo późnej godziny jest tłoczno. Wciąż przychodzą nowe osoby. Niektórzy się znają, inni siadają samotnie, jakby w oczekiwaniu, co przyniesie im dzisiejsza noc. Co przeżyją, czego doświadczą.

Fot. Marta Kossakowska /hrum.nl

Fot. Marta Kossakowska /hrum.nl

Wydobyć właśnie TO

– Tango jest ze mną od 15 roku życia. Właśnie wtedy zobaczyłam film Carlosa Saury „Tango” i już wiedziałam, że to co we mnie drzemie muszę wytańczyć. Jednak zanim zaczęłam tę przygodę minęło aż 10 lat. Początki były trudne. Sporym problemem był… brak partnera. Właśnie ta „przeszkoda” ciągle rozwlekała w czasie moją decyzję o zapisaniu się na zajęcia. Wizja pojawienia się na sali samej była bardzo krępująca. Minęło sporo czasu zanim przełamałam swoją nieśmiałość i wewnętrzną blokadę. Uznałam, że nie ma sensu tworzyć sztucznych problemów. Zapisałam się, kupiłam pierwsze buty i poszło… Dzięki Paulinie Policzkiewicz-Woźniak zatrzymałam się w tangu na ładnych parę lat. Wszystkie emocje, których szukałam w tańcu, odnalazłam właśnie na jej zajęciach. Mając przed sobą kobietę, która w tangu wygląda zjawiskowo, pragnie się wydobyć właśnie TO z siebie. Minęły miesiące, kilkadziesiąt milong, maratonów oraz festiwali, a pasja nadal trwa. Wszystko ciągle dojrzewa. Ja się zmieniam, a tango wraz ze mną – opowiada mi w przerwie Maria.

Dziś, Maria Pałasz z Pauliną Policzkiewicz-Wooźniak (pionierka tanga w Polsce), organizują Tango Secreto Encuentro Milongiero – jedno z pierwszych tego typu wydarzeń w Polsce, na które zjeżdżają się ludzie z całego świata. Pomaga im Marta Kossakowska – niezwykle utalentowana artystka, która dba o graficzną oprawę i jest duszą wydarzenia. – Encuentro to ciąg kilku milong z przerwami, w tym samym miejscu, odbywających się podczas jednego weekendu. Wyróżnia się trzy rodzaje spotkań tangowych: maratony, festiwale i encuentra właśnie. To, co charakterystyczne dla encuentro to nie tylko kameralność wydarzenia, ale także styl tańca. Osoby zaproszone na encuentro tańczą w bliskim trzymaniu, posługują się kodem mirada/cabeceo (czyli proszeniem przez spojrzenie). Tańczący nie wykonują kroków na pokaz, nie popisują się. Spotykają się po to, by tworzyć wspólny taniec i przestrzeń – nie po to by, na nich patrzono. Tego typu spotkania to bardzo tradycyjne milongi, odnoszące się do klimatu milong z Buenos Aires – tłumaczy Maria.

Fot. Marta Kossakowska / hrum.nl

Fot. Marta Kossakowska / hrum.nl

Wybór

J. nie ma na co narzekać. Zawsze elegancka i eteryczna. Mężczyźni lubią ją obserwować i z nią tańczyć. Ale chyba nikt, by nie pomyślał, że tango jest dla niej odskocznią od samotności. – Jestem tu i teraz. Tańczę z mężczyzną i wiem, że w tej danej chwili jestem dla niego najważniejsza. Jestem matką, która ma wspaniałego, dorosłego już syna. Przez lata byłam poświęcona tylko jemu. Dziś mam wrażenie, że musze nadrobić ten czas. Milongi pozwalają mi koncentrować się na sobie. Odkrywam znów siebie na nowo. Nie jest łatwo. Rozwiodłam się kilka lat temu. Przez długi czas byłam sama. Chorowałam na depresję. Teraz wracam do równowagi. Przeżywam romanse, fascynacje… Warto czasami dać sobie szansę. – powiedziała J.

K. przeczuwała, że rutyna może zabić małżeństwo. Powoli tak się działo. A w końcu chciała czegoś więcej od związku. Szukała rozwiązania, które zbliży ją do męża. Odświeży namiętność. Tango wydawało się idealne. Wspólne zajęcia, milongi wyjazdy.  – Było bardzo źle. Już wszystko zbliżało się ku końcowi. Nie ważne, że dzieci, dom… Wszystko, co budowaliśmy razem nagle przestało być istotne, bo każde z nas chciało iść swoją drogą.  Postanowiliśmy zawalczyć. Tango miało stać się tym łącznikiem. Po dwóch latach, zdecydowaliśmy się na rozwód. Tango zostało. Paradoksalnie, dało nam drugie życie. Teraz osobno budujemy swoją przyszłość, ale nie jesteśmy samotni. Tango pozwoliło nam podjąć decyzję i zawalczyć o siebie. Nadal widujemy się na milongach, ale przychodzimy z innymi partnerami. Czy jest ciężko? Owszem, ale decyzja była świadoma. – mówi K.

Fot. Ela Petryka / na zdjęciu Maria Pałasz

Fot. Ela Petryka / na zdjęciu Maria Pałasz

Tango dużo daje, ale potrafi wiele odebrać

Patrzę na tańczących. Widzę w nich pasję. Są tu i teraz.  Mężczyźni są tak troskliwi, a jednocześnie władczy dla swych partnerek. Kobiety subtelne i pociągające zarazem. Każda z tańczących par ma własne terytorium, swój świat. Przez te kilka minut liczy się to, co każde z nich przeżywa.

Pytam Marię, czy można znaleźć tu miłość. „Oczywiście. Jest mnóstwo par, które poznały się na tangu. Może to właśnie te mocje, które uwalniają się w objęciu, są dobrym początkiem? Niestety nie zawsze wspólny taniec jest zarzewiem miłości. Bywa, że staje się powodem rozstań. Cóż, właśnie takie jest tango – bardzo dużo daje, ale potrafi też odebrać. W końcu życie to nieskończona liczba scenariuszy” – mówi.

Choć jestem pod wrażeniem tego, co zobaczyłam w tę noc, nie wiem, czy będę miała odwagę wybrać się z nią jeszcze raz. Bo teraz wiem, co miała na myśli Maria, mówiąc mi kiedyś o emocjach, towarzyszących partnerom: „Tango ma trzy historie: twoją, moją i naszą – wspólną”.