Go to content

„Chciała, by wścibskie ciotki przestały pytać o męża. By w pracy nie patrzyli na nią jak na wygłodniałą sukę, która poluje na kolegów”

Fot. iStock/Emir Memedovski

Przybiegła do kawiarni spóźniona. Z zaróżowionymi policzkami. Zebranie w pracy jej się przedłużyło. Standard. W korporacji na wysokim stanowisku zawsze dokądś się pędzi. Iza cmoknęła mnie w polik, usiadła. Z uśmiechem zamówiła latte. Wzięła głęboki oddech. To był nasz czas. Spotkanie raz na kwartał w dobrej kawiarni, potem w pubie i rozmowy do rana.

Przez te kilka miesięcy zawsze coś się u nas dzieje. I w pracy, i w życiu osobistym. Ja mam dwójkę dzieci, męża, pracę zdalną, ale stabilną. Nie lubię jej, myślę o zmianie. Póki co dzieci pochłaniają mój czas, jestem podporządkowana ich potrzebom, zajęciom. Na moje aspiracje przyjdzie później czas. Artur, mój mąż, pracuje bardzo dużo. Rzadko jest w domu. Nie mamy teraz dobrego czasu. Opowiem o tym Izie dziś na pewno. Mamy cały wieczór. Wiem jednak, że ona bardziej potrzebuje zacząć mówić o sobie. Wałkujemy ten temat od kilkunastu miesięcy. I jestem pewna, że trwa to dalej. Relacja pełna emocji jak sinusoida. Jak rollercoaster. Góra, dół. Ostro, gwałtownie.

Poznała go przez znajomych. Bardzo męski, przystojny. Brunet, lekki zarost, mocne rysy. Z urody typ łobuza, który jednym uśmiechem łamie serca wszystkich dziewcząt. Iza pięknością nie jest. Zadbana, elegancka, pewna siebie, bystra i niezależna. Mężczyźni się jej bali, bo w firmie szła jak burza. Taka kobieta potrzebuje samca alfa, a Grzegorz właśnie nim był. Trener personalny z zamiłowania i teraz z zawodu. Skończył matematykę, ale nie chciał być nauczycielem ani zostać na uczelni. Kochał wysiłek fizyczny i z pasji uczynił sposób na życie. Świetnie zbudowany, inteligentny, wesoły, typ dominanta. Od razu zwróciła na niego uwagę. Taki facet był jej potrzebny.

Chciała, by wścibskie ciotki przestały pytać o męża. By w pracy nie patrzyli na nią jak na wygłodniałą sukę, która poluje na kolegów albo wyżywa się na teamie, bo jest niezaspokojona. A przede wszystkim jej się podobał. Obok różnych ewentualnych korzyści pojawiła się chemia. Z jej strony. Jemu chyba imponowała stanowiskiem i niezależnością. Była singielką, 10 lat starszą, dojrzałą. Nie będzie robiła afer, wydzwaniała po nocach. Zaczęli się spotykać. Iza się zakochała. Do tej pory mężczyźni ją nudzili.

Grzegorz był niedostępny. Fascynował ją. Po trudnym rozwodzie, miał synka, którego kochał nad życie. Mały zajmował w jego hierarchii pierwsze miejsce. Po jakimś czasie zaakceptował Izę. A Grzegorz zaufał jej na tyle, by zostawiać go pod jej opieką, gdy jechał na szkolenie lub miał na siłowni dyżur do późna. Z byłą żoną utrzymywał poprawne kontakty, synkiem często się zajmował. Taki układ mu odpowiadał. Ma dziecko, luźny związek, fajną pracę. Zarobki pozwoliły mu spłacić jego eks. Iza chciała być obok, razem zamieszkać. Po cichu marzyła o ślubie cywilnym w przyszłości, gdy Grzegorz zrozumie, że nie każda kobieta zdradza i zostawia. Miała świetną posadę, pewną pozycję, mogła odpuścić trochę, by mieć czas dla nowej rodziny. Mogłaby pracować zdalnie, zająć się Małym, a przy odrobinie szczęścia zajść w ciążę. To był ostatni dzwonek. On jednak nie chciał. Wołał mieszkać sam, absolutnie nie zamierzał legalizować związku. Było mu wygodnie, gdy prasowała mu koszule. Widywali się niemal codziennie, ale gdy potrzebował przestrzeni dla siebie to ją po prostu miał.

W swoim mieszkaniu. Mógł spotykać się z kumplami. Wychodzić i wracać bez kontroli. A Iza była na wyciągnięcie ręki. Jechał do niej, gdy chciał. Znał rozkład jej dnia. Jego był elastyczny. To był dla niego duży plus. Miał kobietę, ale był wolny. To ona w tym układzie (tak nazywał to Grzesiek) kochała bardziej. Albo inaczej, to ona kochała. On twierdził, że kochać nie umie. Że już nigdy nie pokocha, bo się sparzył. Izę lubi, bardzo, ale nie chce być na jej wyłączność. W żadnym aspekcie. Fizycznym, psychicznym, finansowym. Choć w tym ostatnim to ona go ratowała, gdy w poprzednim miejscu pracy nie płacili regularnie. Albo gdy mu się zepsuło auto. Wtedy jeździł jej suvem.

Najłatwiej by było powiedzieć, że powinna odejść. Znaleźć kogoś, z kim będzie szczęśliwa i kto będzie ją kochał, a nie tylko lubił. Jednak po 40-tce to nie było łatwe. Poznać kogoś, kto myśli o związku i chce się zaangażować. Grzegorza niby miała. Tworzyli jakąś relację, wg mnie chorą, ale Iza uparcie się jej trzymała. Uzależniła się od Grześka i emocji, które jej dawał. A dawał ich mnóstwo, od łez ze szczęścia do łez z rozpaczy. Tych drugich było więcej. Wiem jak była szczęśliwa, gdy jechali na urlop, na wypad weekendowy. Był cały jej. Te dni wyglądały tak, jakby chciała by było na co dzień. Wspólne posiłki, wycieczki i seks nieziemski. Grzegorz był bardzo przystojny. I wg niej wspaniały w te klocki, które mogli układać kilka razy dziennie. Pociągał nie tylko ją. Także inne kobiety, a że był otwarty, lubiany i niezależny szybko okazało się, że ma to odzwierciedlenie w praktyce. Tak jak zawsze mówił, nie był na jej wyłączność. Poznawał kobiety, chodził z nimi do kina, restauracji, a najczęściej do łóżka, bo seks traktował jak trening. Przyjemne rozluźnienie. Nie angażował się w te układy. Zawsze miły, nie prowokował kłótni. Był z nimi szczery. Wiedziały, że nie myśli o związku, że uwielbia seks i na tym będzie polegać ta znajomość. A gdy któraś kobieta się zakochiwała, przestawał dzwonić lub otwarcie mówił to, co wcześniej. Nie jest zainteresowany związkiem. Nie umie w nim być. Na swój sposób jest szczęśliwy.

Skąd Iza wiedziała o układach? Kilka razy przeczytała SMS-y. Te kobiety pisały do niego. Gorąco i namiętnie. Było ich sporo. Zaletą Grzegorza była szczerość. Przyznawał, że z nimi spał. Nie kończył jednak tych przyjemności. Stawał się coraz bardziej ostrożny, by Izy nie denerwować. Bo przecież po co się kłócić. Ona doskonale wiedziała, w co się pakuje. A jeśli w swojej naiwności wierzyła, że go uleczy, to była po prostu głupia. Chciała kilka razy odejść. Potem wracała. Tłumaczyła sobie, że to tylko seks, że przecież zawsze wraca do niej, że to ona opiekuje się Małym, że z nią jeździ na wakacje. On jej powtarzał, że jest taka dobra, że gdyby mógł, to by się z nią ożenił, ale wie, że będzie ranił, więc tego jej nie zrobi.

Wyjaśniałam Izie, że ta relacja jest toksyczna, że jemu jest wygodnie, że robi co chce i że jest niedojrzały, a swoim rzekomym bólem po rozwodzie usprawiedliwia gładko swoje seksprzygody. Ona doskonale to wiedziała. Ale zawsze znalazła wymówkę.

Teraz też płacze, bo wczoraj, gdy u niej był i mieli wspaniały seks, przyszło kilka wiadomości od jakiejś Karoliny. Podziękowała mu za emocje, jakie dziś jej dał. Była w separacji chyba i poczuła się piękna, i seksowna. Nic od niego nie chce. Może czasem skradzionej chwili, by zapomnieć o nieudanym małżeństwie. Czuje lekki wstyd, bo była wzorową żoną i matką. Teraz jest sama i nie rozważa związku. Zawsze krytykowała relacje typu „friends with benefits”, tu jednak przyznała otwarcie, że jest zainteresowana.

Grzegorz ponownie nic nie wyjaśniał. Mówił, że to tylko sport. Iza szaleje, znów czuje się oszukana, choć za chwilę przyznaje, że powinna się opanować, bo zasady są jasne. Musi podjąć decyzję czy odejść. Nie namawiam jej tym razem. Nie lituję się nad nią. Nie pocieszam, nie wycieram łez, nie przytulam i nie płaczę z nią. Jesteśmy już w pubie. Po trzecim mohito walę prosto z mostu, że jest głupia. Że nie będę jej współczuć, bo na własne życzenie ma taki układ. Że może sama bzyknę jej Grzegorza, żeby się w końcu ogarnęła. Że jak chce być Matką Teresą to szkoda życia, a jak chce być dymana w d…to niech nie narzeka i albo się dyma, albo ucieka.

Prawie się zakrztusila swoim drinkiem. Nie spodziewała się tego. Zawsze płakałam razem z nią, byłam wyrozumiała. Tym razem pękłam. Wystrzeliłam jak z kbks. Iza wstała, miała już nieco w nogach. Poszła do baru trzymając ścian. Albo do szatni. Przez chwilę zastanawiałam się co teraz. Wróciła. Szła trochę zygzakiem na wysokich obcasach. Jak zawsze elegancka, niby zwykła, ale ciekawa. W jej oczach była złość, żal, szok. Gdyby mi wylała drinka w twarz, to nie byłabym zaskoczona.

Usiadła. Prosta, sztywna. Chłodny wzrok. Źrenice szerokie, lodowaty błękit oczu mroził wszystko wokół. Królowa śniegu. Takie spojrzenie pewnie miała na negocjacjach, które tak świetnie prowadziła. Zawsze z sukcesem. Twarda, pewna siebie, nieustępliwa. Jak to jest, że w firmie, nikt jej nie podskoczył, a prywatnie była małą dziewczynką, niebędącą w stanie podjąć decyzji, choć w pracy podejmowała ich wiele. Taki utarty stereotyp. Dwie osoby w jednym ciele. Iza miała normalny dom. Fajnych rodziców. Siostrę. Zero problemów z nieobecnym ojcem, nałogami czy wykorzystywaniem seksualnym. Nie jestem psychologiem. Nie wiem, czemu tak działała. Pewnie coś głęboko w niej tkwiło, co sprawiało, że tak właśnie funkcjonuje.

Postawiła drinka przede mną. Czarne paznokcie odbijały się w szkle. Perfekcyjny makijaż. Nic się nie rozmazało. Stać ją było na najlepsze kosmetyki i zabiegi. Kazała mi wypić, powiedziała to stanowczym tonem i wyszła. Nadal pewnie, ale nie do końca prosto. Stwierdziłam, że nie będę jej gonić. Musi strawić moją surową porcję prawdy, podaną na zimno. Na ostro. Albo ją wypluje, albo będzie trawić długo i do dojdzie do jakiegoś wniosku.

Wróciłam do domu. Dziś Izie o sobie nic nie powiedziałam. Choć moje problemy w porównaniu z jej, były niczym. Ja żyłam dziećmi i rodziną. Czasami miałam wrażenie, że jestem niewolnicą w domu. Chciałam wolności i chwili dla siebie.

Tym razem nie było narzekania i płaczu nad naszym losem. Został zimny drink, na który już nie miałam ochoty. Chłód bijący od Izy i SMS od niej, który przyszedł rano. „Dzięki Wiedźmo, może twoje zaklęcie w końcu zadziała”.

Iza zdecydowała się odejść od Grzegorza. On na razie nie walczy, bo myśli, że jej przejdzie. To początek długiego wychodzenia z uzależnienia. Zrobiła pierwszy krok, jest świadoma toksyczności tej relacji. Musi być konsekwentna. Nie dać się złamać, gdy Grzegorz będzie prosił. O ile będzie. Taki scenariusz musi wziąć pod uwagę, że odpuści, że te dwa lata w jakimś stopniu zmarnowała, że ta inwestycja się nie zwróci. Może będzie musiała przyznać się do porażki. A może skrycie marzy, że Grzegorz się cudownie odmieni, że zawalczy, zaryzykuje, zerwie swoje seksukłady.
Mamy z Izą nadal kontakt, nazywa mnie Wiedźmą. Podesłała mi fajne zlecenie. Duże i długofalowe. Może w końcu założę własną firmę. Iza dodaje mi otuchy, pomaga. Może ja też w jakimś stopniu się uwolnię i będę zawodowo robić, co chcę. Rozwinę skrzydła i posłucham ambicji.

Prosiła, bym na razie o nic nie pytała. Sama chce zmierzyć się z demonami. Dziś zapytała, kiedy robimy kolejny sabat. Prosiła tajemniczo o kolejne zaklęcia, ale nie zdradziła w jakiej sprawie. Póki co mam ich trochę, może rzucę na nią urok. Może odlecimy na naszych miotłach razem, może w różnych kierunkach. Może ku ciemniejszej, może ku jaśniejszej stronie. Obie jednak wiemy, że sabaty będą zawsze, bo obie czerpiemy z siebie siłę.


autorka: Poli Ann