Go to content

Przez rok byłam kochanką żonatego mężczyzny. Dowiedziałam się o sobie wielu rzeczy, na przykład tego, że jestem zdolna do wszystkiego

Fot. iStock/lechatnoir

Nie patrz już tak na mnie. Owszem, zakochałam się w żonatym mężczyźnie. Ale prawda jest taka, że kiedy kochasz, nie myślisz o tym, czy on jest wolny, czy nie. Po prostu chcesz z nim być, chcesz, by cię kochał, przytulał, chodził z tobą do łóżka, do kina, do znajomych. Potem, po jakimś czasie przychodzi moment oprzytomnienia, bo okazuje się, że „musimy być ostrożni”. Jednak ty tego nie chcesz. Chcesz, by ona się dowiedziała, żeby niewygodna sytuacja przestała uwierać, chcesz grać w „otwarte karty”. To jest ten moment, kiedy okazuje się, że tak naprawdę jesteś sama. I że, nigdy nie byłaś z nim w związku.

Spotykałam się z żonatym przez rok i dowiedziałam się dzięki tej relacji więcej, niż przez 28 lat mojego życia nauczyłam się o mężczyznach i kobietach. Odeszłam z poczuciem żalu. Nie, nie dlatego, że byłam częścią wielkiego oszustwa, zdrady. Mam żal o to, jak słabi są mężczyźni. Jak łatwo nimi manipulować, jak przewidywalne są ich zachowania i jak trudno im podjąć ostateczną decyzję.  Ale to nie wszystko.

Właściwie jestem zdolna do wszystkiego

Wcześniej nie sądziłam, że mogłabym zrobić coś takiego drugiej kobiecie – chcieć „odbić” jej faceta. Kiedy go poznałam, przestało mieć dla mnie znaczenie, że ona istnieje. Właściwie nic się nie liczyło, poza nim. Moja przyjaciółka, jedyna, która wiedziała, mówiła mi wprost – „oszalałaś, chciałabyś, żeby i w twój związek ktoś tak wlazł z butami?”. Guzik mnie to obchodziło, bo uważałam, że to nasza relacja jest tą „pierwszą, najważniejszą”. Przecież go kochałam, więc to mnie się należał. Tak było. Wiele razy chciałam napisać do jego żony, powiedzieć jej o nas, wiele razy wyobrażałam sobie jak on staje w progu mojego mieszkania z walizką. „Odszedłem od niej, wybrałem ciebie” – widziałam to oczami wyobraźni, marzyłam o tym, to się stało moim celem, moją obsesją. Wierzyłam w to. Był nawet taki moment, kiedy chciałam błagać go o to, żeby to zrobił. Co mnie powstrzymało? Chyba zaczęłam wtedy widzieć, rozumieć, że to ja jestem w jego życiu „na chwilę”, że nigdy nie zamierzał związać się ze mną na stałe. Ale wiem, że dla niego byłabym skłonna zrobić wiele. Na przykład godzić się na spotkania o dziwnych porach, w dziwnych miejscach. Tam, gdzie nikt się nie dowie.

Można nienawidzić kogoś nie znając go

Jej nienawidziłam. Widziałam jej zdjęcie, kiedy otwierał portfel, żeby zapłacić za naszą wspólną kawę, za weekend nad morzem, za pokój na godziny. Słuchałam łapczywie, kiedy czasem o niej opowiadał, starając się wyłapać wszystkie słabości, szukając pogardy i braku szacunku dla niej w tonie jego głosu. Oglądałam jej zdjęcia na Facebooku i porównywałam ją do siebie. Cieszyłam się widząc te, na których wyglądała niekorzystnie. Komentowałam bezlitośnie, kiedy o niej opowiadał. Chciałam za wszelką cenę pokazać mu, jaka jest beznadziejna. Tak, to ja.

Można bardzo szybko znienawidzić tego, kogo się bardzo kochało

Wydawało mi się, że to niemożliwe. Był dla mnie najważniejszy. Szalałam na punkcie jego zapachu, kształtu jego podbródka, jego dłoni. Uwielbiałam jego głos, sposób w jaki się do mnie zwracał, kiedy miał na mnie ochotę albo kiedy po prostu był ciekaw mojego zdania. Bo, wierzcie lub nie, poza seksem łączyło nas jeszcze wiele innych rzeczy, może nawet dużo ważniejszych – dobrze się rozumieliśmy, bawiły nas te same rzeczy. I tak, powiedział, że mnie kocha. Tylko, zdaje się, jeśli chodzi o to jedno wyznanie, nasze definicje znacznie się od siebie różniły. On „kochał mnie”, czyli traktował jak miłe urozmaicenie swojego nudnego, małżeńskiego życia. Ja kochałam, czyli wiązałam z nim plany na przyszłość, widziałam go w swoim życiu.

Kiedy usłyszałam od niego: „Nie wygłupiaj się, przecież się nie rozwiodę”, moja miłość zamieniła się nienawiść. Znienawidziłam go za to, że uwierzyłam w tę bajkę. Praktycznie z dnia na dzień.

Mężczyźni nie odchodzą od żon

Są tchórzami, którzy chcą „upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu”. Mieć kochankę i mieć żonę. Mieć odrobinę dreszczyku emocji, kiedy spotykają się po kryjomu z tobą i dalej spokojne, stabilne życie „porządnego faceta”. Wolą „zachować twarz” niż zaryzykować dla ciebie swój wizerunek. Żona, czego by o niej nie mówili, jest dla nich jakimś wyznacznikiem statusu społecznego. Mogą cię zwodzić miesiącami i latami, nigdy nie mówiąc wprost, że możesz na coś liczyć. Mogą opowiadać o niej najgorsze rzeczy, ale i tak dadzą się jej zmanipulować, kiedy się w końcu zorientuje, że nie jest jedynym graczem na tym boisku.

A na koniec usłyszysz po prostu: „przecież wiedziałaś, że mam żonę, nic ci nie obiecywałem, bo nie mogłem”. Tak, to była twoja decyzja, że weszłaś w ten układ. Jesteś przecież dużą dziewczynką, rozumiesz, na co się piszesz, prawda?

Po wszystkim przychodzi jednak poczucie winy

Ale dopiero w momencie, gdy zostajesz sama. Myślisz nawet, że to poczucie samotności jest karą za to, że o mało co nie rozbiłaś czyjegoś związku. To jednak nie takie proste, to twoje uczucie jest bardzo złożone. Nikt ci jednak nie współczuje, że twój związek się rozpadł, bo nie miałaś do tego mężczyzny żadnego prawa. To prawda, choć przykra.

Związek z mężczyzną, który ma już z kimś własne życie jest upokarzający. Bo nigdy nie będziesz „numerem jeden”. On może dawać ci takie złudne wrażenie podczas waszych wspólnych nocy (albo raczej godzin, bo przecież na noc musi wracać do domu, do żony), ale tak naprawdę nigdy nie będziesz dla niego priorytetem. To moja najbardziej bolesna lekcja.