Go to content

Ani odejść ani normalnie żyć. Chce odegrać się już, teraz, zaraz… A myślała, że to ona jest temu winna

Fot. istock/Eva-Katalin

Sylwia. Nie było urodzin. Radek zrobił jej taki prezent, że nie miała ochoty świętować. Mogłaby jedynie ból i cierpienie tej gówniary, ale na to za wcześnie. Była Marta i długi spacer z dziećmi. Poszły razem. Sylwię w pionie jeszcze trzymała złość. Miała tysiące pomysłów. I chciała natychmiast je zrealizować. Oczernić gówniarę na fejsie. Wysłać post, jakieś zdjęcia kompromitujące, screeny rozmów. Zrobić z niej szmatę pierwszej klasy.

Wysłać list polecony do rodziców przez znajomego kuriera, by dokładnie do ich rąk dostarczył kopertę z listami i SMS-ami córeczki, która bez skrupułów rozpieprzała czyjeś małżeństwo. Narobić jej bigosu w pracy. Napisać na nią kilkadziesiąt skarg. Trudno nie będzie. Jak jej nie zwolnią to przynajmniej życia nie będzie miała. Spotkać się z nią, uderzyć w twarz, opluć koniecznie w miejscu publicznym, by widzieli. Możliwości jest mnóstwo, by ją upokorzyć, zranić, zniszczyć i Sylwia najchętniej każdą z tych opcji wcieliłaby w życie. Kobieta pragnąca zemsty zdolna jest do wielu rzeczy. Marta doskonale to rozumie.

Była zdradzona boleśnie. Zna to uczucie, kiedy serce bije tak szybko, jakby chciało wyskoczyć z piersi. Kiedy miliony myśli tańczą po głowie i nie dają racjonalnie funkcjonować. Kiedy złość jest tak ogromna, że chce się zniszczyć wszystko dookoła i zadać niewiernemu jak największy ból. Kiedy nie można spać, jeść, bo głowa ciągle analizuje. Każde zdanie kochanków wysłane do siebie, zdjęcie, piosenkę, kupiony prezent. Kiedy jest się o ten każdy gest tak zazdrosnym, że odczuwa się to niemal fizycznie. Kiedy wszyscy mówią „olej gnoja”, a nie umie się tego zrobić. Ani odejść ani normalnie żyć. Marta przerabiała to, pamięta świetnie, dlatego tu jest. Pamięta jak knuła, by kochance męża zatruć życie, jak w głowie układała plan, jak łatwo było zdobyć wszystkie informacje, jak szybko mogła to zrobić. Zniszczyć życie tamtej kobiecie, jej mężowi i dzieciom. Jak rozwalić swoje, wygnać męża i pewnie jeszcze utrudniać mu kontakty z synem, by nie miał za łatwo.

Sylwia jest roztrzęsiona, mówi jak w amoku. Wymienia po kolei, jak z karabinu, co zrobią. Jest nakręcona emocjami. Planuje pieczołowicie, nawet sensownie. Zawsze umiała opanować stres. Tyle razy w szpitalu musiała. Wyuczona jest. Lata praktyki. Umie poradzić sobie z ciężką chorobą, kalectwem i śmiercią pacjenta, ale nikt nie uczył jej jak radzić sobie ze zdradą męża. I w dupie ma co mówi Marta, że ma ochłonąć, odczekać, działać na zimno, a nie w emocjach. Chce odegrać się już, teraz, zaraz. Wybucha śmiechem, za chwilę płaczem.

A ona myślała, że Radek jest zmęczony, że to ona jest temu winna, bo pracuje w szpitalu, że on tak sobie pięknie radzi, a ona tego nie docenia. No radził sobie, jak cholera. Odskocznię sobie znalazł, fruwał nad ziemią. Niech frunie, daleko. Nie dotknie ani jej ani dzieci. Niech się bawi niegrzecznie z tą siksą skoro dzieci mu nie wystarczą. Ani ona, żona wzorowa. A miała takie wyrzuty, gdy doktor Piotr powiedział jej komplement i na nocnym dyżurze pili kawę. Nic nie było. Nawet flirtu. Może tylko on tak ciepło na nią spoglądał, a ona opowiadała o wspaniałym mężu, który się dziećmi zajmuje. No zajmował się. Zajebiście mu to wychodziło. A raczej wchodziło albo przynajmniej chciało wejść.
Sylwia coraz bardziej wulgarnym tonem wyrzuca z siebie słowa. Marta ją ucisza, to nie miejsce na tego typu rozmowy. Dzieci słyszą. Może nie rozumieją do końca, ale odczytują emocje bezbłędnie. Szybko zorientują się, że coś nie tak. Że mama płacze, jest smutna, że taty nie ma. A jeśli będzie to raczej na chwilę spakować resztę rzeczy. Dzieciaki jak barometr mierzą ciśnienie w domu. I reagują. Marta pamięta jak nocami płakała tak bardzo, że kończyło się to wymiotami. A synek, który do tej pory spał jak suseł, przybiegał do łazienki i błagał, by go wpuściła, bo wiedział, że mamusia jest chora. Skąd 6-latek miał taką intuicję, empatię?

Zdawał się funkcjonować normalnie, bawił się, był radosny, miał apetyt, ale nocami, gdy Marta zostawała sama ze swoim bólem, mały dzielił go z nią. I zasypiał z nią dopiero wtedy, gdy był pewien, że mama naprawdę usnęła. Trwało to tygodniami. Za dnia był wesołym rozrabiaką, nocami nad wiek dojrzałym dzieckiem, roztaczającym opiekę nad zrozpaczoną mamą. Marta tylko nocami pozwalała sobie na słabość. Za dnia twarda, zorganizowana, działała jak w zegarku. Tylko serce biło dziwnie, szybko jak szalone i było jej ciągle zimno. Chudła w zastraszającym tempie i choć mąż zerwał z kochanką, opuścił sypialnię, ale nie dom, dawał jej czas, to ona i tak długo nie odzyskiwała spokoju.

Chciała uchronić Sylwię. Pomóc jej przez to przejść, bo bez względu na to, czy wybaczy Radkowi czy nie, musi normalnie żyć. To nie takie proste odejść, zostawić szmat życia za sobą. Tylko kobieta po zdradzie zrozumie, jakie to trudne. Jak bardzo spada samoocena, jak strach paraliżuje przed samotnym mieszkaniem, reakcją dzieci i rodziny. Najłatwiej powiedzieć, odejdź, zapomnij, zemścij się na gnoju, znajdź innego albo i nie, i żyj pełną piersią. Każda wie, że czas po zdradzie to trauma, że można popełnić tyle błędów. Marta ma ich sporo na koncie. A Sylwia jest bliska temu, by mieć ich jeszcze więcej. Dlatego musi ochłonąć. Zastanowić się co dalej, przejść ten smutek i zdecydować, czy ratować małżeństwo, jeśli Radek będzie walczył, czy godnie się rozstać, bez prania brudów, kłótni i walki o dzieci. Tu najwięcej ludzi ponosi sromotną klęskę.

Marta czuje się wygrana, choć brzmi to irracjonalnie. Nie walczyła. Walczył mąż, o nią, jej zaufanie, uwagę. Najpierw rozłożona na łopatki, słaba, przerażona pracowała nad pewnością siebie. Powoli się podnosiła, skupiła się na sobie i swoich potrzebach. W pracy sukcesy. Matka wzorowa. Stała się silna. Odkładała pieniądze, by być niezależną. Skonsultowała się z prawnikiem, by wiedzieć jak postępować. Chciała rozegrać sprawę bezboleśnie dla dziecka. Mąż widział tę pewność siebie, musiał się zmobilizować i walczył, udowadniał, że mu zależy. Przyznał się do winy, do tego że był dupkiem i na nią nie zasługuje. Znosił zmiany humorów, kontrole telefonu. Nie zawsze miała klasę. Nie raz dała mu w twarz. Dziś oboje pracują nad związkiem. Czy będą razem to jeszcze nie jest pewne. Marta udowodniła sobie, że sama też da radę. Może uratują to małżeństwo. Jeśli nie to przynajmniej rozstaną się kulturalnie. Bez emocji, które teraz targają Sylwią.

Wrzucić wszystko na fejsa? Po co? Skompromitować siebie, czekać na hejt ze strony gówniary, upubliczniać własne cierpienie? Nie ma sensu. Marta przekonuje ją, by co najwyżej porozmawiać. Za kilka dni. Trzeba zobaczyć czy Paula będzie się dobijać. Jeśli tak to mają ją w szachu. Mogą pojechać razem. Wiedzą, że mieszka z rodzicami. Rodzicom pokażą rozmowy, zdjęcia, smsy z wyzwiskami i groźbami. To powinno podziałać. Jeśli tak bardzo pragnie ją ukarać to po cichu. W miasteczku na pewno będą i tak gadać, jeśli związku z Radkiem nie ukrywała.

Sylwia siada na pniu. Ma taką ochotę zmiażdżyć tę gówniarę. Jeszcze walczy. Nie chce się zgodzić. Po chwili znów wybucha płaczem. I wciąż pyta dlaczego. Marta wymyśla dzieciakom zabawę, a sama przytula Sylwię. I obiecuje, że się tym zajmą. Ale z klasą. Bo ona dziś przynajmniej spogląda sobie w twarz. Gdy odkryła zdradę męża chciała od razu narobić mu wstydu w pracy. Skoro w pracy romansował, to niech ponosi konsekwencje. Była gotowa nie raz. Wpaść do biura tamtej, dać jej w twarz, ubliżyć publicznie. Pytanie w jakim świetle postawiłaby siebie samą. Rozmowa z tamtą kobietą była, a i owszem. Po pracy ale na terenie budynku. Kto widział, że żąda od niej rozmowy, mógł się domyślić o co chodzi. Powiedziała jej krótko, ostro. Dziś, gdy wchodzi do budynku inni pracownicy ją witają. Tamta znika, usuwa się. To jej małe zwycięstwo. Ma klasę, jest szanowana, nie zrobiła z siebie histeryczki. Kilka razy coś dwuznacznie skomentowała tak, żeby dać innym do myślenia. Tamta może się nadal boi. To jej wiktoria.


Autorka: Poli-Ann