Go to content

A gdyby tak przestać robić wszystkim dobrze – czyli rozwódka przed świętami…

Fot. iStock / Martin Dimitrov

Okres przedświąteczny, i święta, to najgorszy czas w życiu rozwódki. Nie ma gorszego.

Jak chce dobrze dla wszystkich, nikt nie jest zadowolony. A przecież chce, bo trzeba zadowolić rodzinę, babcie, dziadków, tatusiów, byłych, obecnych, a przede wszystkim – dzieci. Rozwódka musi rozumieć. Rozwódka ma empatię. Duuużo empatii. Jest jedną, wielką pierd**oną arcyempatią. Musi sprawiedliwie dzielić czas pomiędzy zainteresowanych losem jej dzieci, szczególnie w tym okresie, bo święta to wyjątkowy czas okazywania sobie dobroci i miłości.

I czas kiedy na salonach bryluje nowa kobieta jej byłego męża, która wszystko robi lepiej i piękniej. I ma dla wszystkich wyszukane prezenty i przewspaniale zapakowane, a co prezent, to gustowny handmade. Aż dziw bierze, że do abdykacji rozwódki święta w ogóle się odbywały… Za rok wyjadę, jak boga kocham wyjadę, wezmę dzieci i walniemy się na plaży na całe dwa tygodnie, bez oglądania się na innych. Powtarzam to sobie już trzeci rok z rzędu…

Rozwódka. Podobno to termin zarezerwowany dla kobiety, której na sali sądowej obcy człowiek powiedział, że już nie jest żoną swojego męża. Ja rozwiodłam się sama, dawno temu. Rozwiodłam się z toksycznym związkiem, rozwiodłam się z uzależnieniem, rozwiodłam się z własnymi myślami, że już nic dobrego mnie w życiu nie spotka. Rozwiodłam się ze swoją teściową, która pokochała mnie natychmiast, jak oznajmiłam, że na moim miejscu jest inna.

Każda z nas jest rozwódką i co najmniej raz w miesiącu się z czymś lub kimś rozwodzi. Zresztą wolę określenie rozwódka, niż konkubentka… Jest w rozwódce coś rześkiego, optymistycznego, jest też zapowiedź – oto idzie nowe… Prawda? Ok, przesadziłam z tą rześkością, ale, że idą zmiany, to na bank!

Rozwódka generalnie spędza Święta sama. Wozi swoje dzieci od drzwi do drzwi, od tatusia do tatusia, wystawia za próg, odbiera z klatki, dowozi misia do babci, bez którego syn nie może zasnąć, by wreszcie zjeść odgrzane pierogi i kopiec zimnego bigosu przed północą. Znowu kilka kilogramów przytyje. Kogo to obchodzi.

Statystycznie rozwódka ma podobno 40 lat. U mnie się zgadza. Za mało, żeby się poddać, za dużo, żeby brać, co popadnie.

Do świąt zostało kilka dni i zastanawiam się, jak uwolnić się od wszystkich, którzy, jak co roku, oczekiwać będą ode mnie:

–  mądrości: „Bądź mądrzejsza od niego – mówi moja matka –  nie psuj dzieciom świąt”;

– dojrzałości: „Bądź dojrzała – mówi mój były mąż – ona tak się stara, doceń, bo nie musi” (to o nowej kobiecie)

– spokoju: „Olej to, nie jesteś świętą Teresą…” – radzi przyjaciółka.

A ja marzę tylko o jednym – przestać się wszystkim przejmować. Przestać być za wszystkich odpowiedzialna. No i jeszcze, żeby odpuścić sobie …