Go to content

Mateusz Grzesiak: „Przeciętność nienawidzi wyjątkowości – ludzie, którzy nie osiągnęli sukcesu, nienawidzą tych, którzy go mają”

Mateusz Grzesiak

Jedni go kochają, inni nienawidzą uznając za aroganckiego faceta, któremu wydaje się, że świat leży u jego stóp. Jednego nie można Matuszowi Grzesiakowi odmówić – pewności siebie, która wielu irytuje, a dla innych bywa inspiracją. „Nikt nie powinien być aż tak pewnym siebie” – usłyszałam ostatnio, a Mateusz Grzesiak mówi: „Nie chcę być przeciętny, bo nienawidzę przeciętności”. 

Ewa Raczyńska: Nie lubimy ludzi sukcesu, nie chcemy być wyjątkowi, bo boimy się braku akceptacji.

Mateusz Grzesiak: Niezależnie od tego jak zdefiniujemy sukces, ma on jeden wspólny mianownik bez względu na to jakiej branży dotyczy, czy mówimy o sukcesie zawodowym, rodzinnym czy prywatnym – każdy kto osiąga sukces, robi coś innego, niż ludzie, którzy tego sukcesu nie mają. To jest oczywiste i przebadane przez psychologię osiągnięć, że ludzie sukcesu pracują więcej, mają większą tolerancję na ryzyko, są w stanie rozwiązać zdecydowanie więcej problemów i za ewentualne gorsze wyniki obwiniają siebie, a nie cały świat.

I biorąc pod uwagę, że przeciętność nienawidzi wyjątkowości – musimy zdać sobie sprawę z tego, że ludzie którzy nie osiągnęli sukcesu nienawidzą tych, którzy go mają. Tyle tylko, że tak naprawdę oni nienawidzą siebie samych za to, że też mogliby ten sukces mieć, tylko nic w tym kierunku nie zrobili. Bo załóżmy, jeśli ktoś chce schudnąć 30 kg, to musi biegać, odżywiać się zdrowo – nic samo się nie zrobi. Musi wstać z łóżka, przełamać swoje słabości i – uwaga – pokazać innym, że można. Że można osiągnąć sukces. Innych to frustruje, bo sami tylko o sukcesie marzą.

Czyli projekcja.

Właśnie. Niestety sukces jest niezwykle samotny, dlatego, że na samej górze trudno znaleźć osoby, które widzą w nas człowieka, a nie nasze efekty i wyniki.

Ludzie idący po sukces powinni wpierw zapytać siebie: „Czy ja chcę być akceptowany przez szeroko pojętą szarą masę, czy może chcę zmienić świat?”, uwalniając się od ograniczeń innych. A ponieważ ja chcę zmienić świat, to zdaję sobie sprawę z tego, że będę robić coś, co nie było dotychczas robione.

Jeśli nie wyjdę z domu, to nie zostanę uderzony cegłówką. Tylko pytanie brzmi: czy ja chcę w tym domu siedzieć. A ja nie chcę. Nie chcę zarabiać przeciętnych, tylko chcę zarabiać duże pieniądze, bo one są mi potrzebne do realizacji moich marzeń. Nie chcę wyglądać przeciętnie, tylko chcę być pełnym wigoru, eleganckim mężczyzną, który fajnie wygląda. Nie chcę mieć zwykłej relacji, w której jest dobrze, gdy się nie kłócimy, chcę mieć związek oparty na miłości i świadomości. Nie chcę robić rzeczy, które już są na rynku, ja chcę ten rynek tworzyć, więc muszę mieć nowatorskie pomysły. Jeśli ja decyduję się iść w tym kierunku, to muszę liczyć się z tym, że ci, którzy tego nie robią albo będą to akceptować i wtedy będę dla nich liderem i partnerem, albo nienawidzić, bo tak naprawdę oni nienawidzą samych siebie. I to jest zasada tej gry.


DSC_8734Wszystkich za sobą Pan nie pociągnie.

Pociągnie się tych, którzy są skłonni się uczyć i są gotowi na ciężką pracę, natomiast ja nie jestem zielonym dolarem, żebym się każdemu podobał. Ja mam bardzo konkretne plany związane z tym, żeby zmienić Polskę i świat, więc moje cele są z punktu widzenia przeciętności bezczelne. Ale mnie nie interesuje przeciętność.

Niektórzy powiedzieliby, że to cele aroganckie.

I proszę bardzo, niech tak mówią. Ale nie zmienia to faktu, że to ja piszę najpopularniejsze książki psychologiczne w tym kraju, to ja mam profile społecznościowe po kilkaset tysięcy ludzi, to ja jeżdżę do telewizji brazylijskiej, gdzie witają mnie z otwartymi rękoma. I to jest mój wybór. Jestem gotowy zapłacić cenę, żeby nie udawać tego, co udaje 99% ludzi – że są przeciętni. Ja tego nie chcę, nienawidzę przeciętności. W związku z tym, nigdy nie będę szedł w tym kierunku.

Z naszą polską mentalnością możliwe jest budowanie pewności siebie?

W Polsce albo jest się pewnym siebie i mimo trudności środowiskowych idzie się w górę albo się przegrywa w morzu kompleksów i hejtu. Jedną z największych krzywd, które Polacy robią sobie nawzajem, to zabijanie potencjału. Polacy są mistrzami świata w udawaniu, że przeciętność jest dobra i tutaj każdy, kto chce się wybić, jest od razu ściągany w dół przez tych, którzy wybijać się boją. Więc ludzie najczęściej zostają przeciętni, a ci, którzy chcą żyć inaczej –  wyjeżdżają i gdzie indziej nie słyszą „bogaty to złodziej”, „udało mu się, bo miał znajomości”, ale – „jesteś inteligentny, pracuj z nami”

My moglibyśmy się uczyć – od Niemców organizacji, od Brytyjczyków dumy, od Amerykanów pewności siebie. Polacy nie mają pojęcia jak się dobrze sprzedać, dewaluujemy się w różnych sytuacjach i przypadkach. Mówimy o polskiej Angelinie Jolie, a w Stanach nikt nie powie amerykański Krzysztof Kieślowski. Nasz niepasujący do dzisiejszych czasów hymn zaczyna się od słów „Jeszcze Polska nie zginęła”, co zakłada, że kiedyś zginie. O bitwie, którą wygraliśmy mówimy „Cud nad Wisłą”, a w szkole uczymy się „Kto Ty jesteś? Polak mały”. Gdy ktoś w Polsce głośno powie, że odniósł sukces finansowy to zaraz zostanie nazwany złodziejem. Polacy są mega nieufni. Żyjemy mentalnością z poprzedniego ustroju, a nie mentalnością współczesną.

Jak być pewnym siebie i nie zostać oskarżonym o arogancję?

To czy pewność siebie będziemy nazywać arogancją zależy od punktu odniesienia. Fundamentalne jest określenie do kogo lub czego się porównujemy. Pewne rzeczy mogą być w Polsce uważane za aroganckie, a gdzie indziej za zupełnie normalne. Przykładowo – pozytywna prezentacja siebie oparta na faktach w Polsce nie znajduje zrozumienia, bo my nie potrafimy się chwalić, co więcej mówienie dobrze o sobie samym jest społecznie nieakceptowane. To prosta droga do tego, żeby siebie dewaluować. Kobieta mówi: „Ale jestem głupia”, kiedy popełnia jakiś błąd, a mówienie o sobie, że jest się głupim w momencie, gdy zrobiło się coś błędnego, jest daleko idący zniekształceniem poznawczym wynikającym z naszej kultury, gdzie obniżanie własnej wartości jest przez powszechnie uprawiane.

Tymczasem w Stanach odpowiednie przedstawienie siebie, czy to w rozmowie z pracodawcą, czy to na randce przez pryzmat: szklanka do połowy jest pełna, a nie pusta, to standard społeczny, który nie jest traktowany jak arogancja, tylko jako pewność siebie i zrozumienie swojej wartości.

A gdy po prostu rozmawiamy z drugim człowiekiem?

Jeśli trafię na osobę nieśmiałą, to będę dla niej arogancki. To projekcja, dokładnie nazywana w psychologii projekcją komplementarną. Działa to w ten sposób, że gdy ktoś uważa się za osobę niską, to inny człowiek będzie zawsze dla niego wyższy niż jest w rzeczywistości. I jeśli ktoś jest nieśmiały, to uzna kogoś za aroganckiego, ale nie dlatego, że on arogancki jest, tylko dlatego, że ta osoba uważa się za nieśmiałą, czy skromną.

Gdzie jest klucz?

Dowcip polega na tym, że arogancja i pewność siebie idą w parze. To są dwie różne strony tej samej idei. Tak jak nie ma siły bez agresji. Więc jeśli ktoś decyduje się odejść od arogancji, to wyrzuca dziecko z kąpielą, dziecko – czyli pewność siebie.

Nie jest tak, że stając się bardziej pewnym siebie, nie staję się bardziej arogancki. Oczywiście, że się staję, bo ta sama energia idzie zarówno w dobrym, jak i w złym kierunku. Dlatego ważne jest, by rozwijać w sobie przeciwwagę dla arogancji – czyli skromność. Dla agresji jest to wrażliwość.

Jeśli ktoś jest coraz bardziej pewny siebie, to wprost proporcjonalnie powinien być skromny i mieć w sobie dużo pokory. Wtedy jest w równowadze. Gdy obok pewności siebie rozwijamy skromność to zostaniemy po jasnej stronie mocy, zamiast przechodzić na stronę arogancji.

Należy pamiętać, że pewność siebie i skromność to naczynia połączone – rezygnując z jednego, drugim wypełniamy naczynie. I jeśli będzie tam więcej pokory i skromności, to zawsze będziemy przed innymi, ale też przed samym sobą, umniejszać swoją wartość.

Nie ma takiej energii, która nie byłaby dualna – i dobra i zła. Więc ja rozwijając pewność siebie, muszę rozwijać skromność, rozwijam siłę, ale też wrażliwość, aktywność, ale żeby nie być pracoholikiem – rozwijam również umiejętność relaksu i dbania o siebie.

A przepis na pewność siebie?

Przede wszystkim pewność siebie się buduje, a nie dostaje w pakiecie przy urodzeniu. Budujemy ją na dwóch poziomach – mentalnym i fizycznym. Badania Emily Cuddly z Harvardu dowodzą o istnieniu i skuteczności póz mocy. O czym mówimy? Otóż sprawdzono, że u ludzi, którzy wysuwają do przodu klatkę piersiową, trzymają ręce na stole podczas rozmowy, kładą ręce na biodrach pokazując większy zasięg swojego ciała, którzy odchylają się na fotelach – w ciągu dwóch minut wzrasta poziom testosteronu – hormonu dominacji, a obniża się kortyzol – hormon stresu.

I odwrotnie. Jeśli siedzimy u dentysty i patrzymy w telefon pochylając się, zamykając, to w ciągu dwóch minut nasz organizm wyprodukuje więcej stresu i obniży poziom testosteronu.

IMG_1080

Czysta biologia.

Tak, dlatego możemy kontrolować swoje ciało. Zawsze więc powinniśmy pamiętać, by idąc być wyprostowanym, mieć podbródek uniesiony ponad horyzont, ale nie pięć centymetrów, bo wtedy będzie się aroganckim wizerunkowo.  Nie powinniśmy rozglądać się jak zagubiony turysta, tylko wyznaczyć sobie cel, do którego chce się dotrzeć: „Idę i wiem, gdzie się zatrzymam”. A gdy wchodzę do biura pytam, gdzie mogę usiąść, czyli jestem nastawiony na cel. Nie należy trzymać rąk skrzyżowanych z przodu czy z tyłu, albo stóp i kolan razem, co jest tendencją kobiet w Polsce. Kiedy wykonuję gest powinien on mieć swój początek i koniec – pokazuję coś, rysuję w powietrzu i wracam dłonią w to samo miejsce.

Nasz głos powinien iść z przepony, być więc niższy, bo ważna jest korelacja między tym, jak mówimy, a jak jesteśmy odbierani. Dodatkowo w kontekście relacji, jeśli mężczyzna będzie przez telefon mówił przez nos lub niewyraźnie, to zdecydowanie straci na swojej atrakcyjności.

Ważny jest strój. Mężczyzna w garniturze czuje się bardziej pewnym siebie. Psychologia ubioru mówi o tym, że kobieta, gdy ma chandrę zakłada stare dżinsy, rozciągnięta bluzę. A powinno być odwrotnie – nie zastanawiaj się, jakie ty masz ciuchy założyć do swojego nastroju, tylko pomyśl, jak chcesz się czuć i wtedy wybierz odpowiedni strój. Bo kiedy założysz szpilki, zrobisz makijaż i spojrzysz na siebie w lustro – od razu poczujesz się inaczej. Pojawi się aura, którą kobieta rozsiewa – czuje się seksowna i promienieje.

A co z mentalnością?

Kwestia mentalna to przekonania na nasz własny temat. Fundamentalne jest określenie swoich mocnych i słabych stron. Jeśli wiem, w czym jestem dobry, a w czym jestem kiepski, to tak rozmawiam z drugim człowiekiem, by pokazać swoje mocne strony. A gdy już wejdziemy na grunt mojego braku kompetencji, jestem w stanie pozostając pewnym siebie przyznać, że na czymś się nie znam.

Umiemy to zrobić? Powiedzieć sobie, w czym jesteśmy dobrzy?

Można przeprowadzić pewne ćwiczenie – wypisać sobie różne konteksty życiowe. Te najbardziej typowe dla kobiet to: partnerka, matka, córka, czas wolny, praca, Polka. Do każdego z tych kontekstów należy przypisać po 10 swoich osiągnięć. I nie chodzi tu o schemat: zostałam matką roku, tak to nie działa. Wpiszmy: moje dziecko dostało dobrą ocenę w szkole. Jeśli zadamy sobie pytanie, co to znaczy na mój temat, odpowiemy: jestem skuteczna we wspieraniu dziecka w nauce. Partner przyniósł mi kwiaty – co to znaczy – że mu na mnie zależy, a co to z kolei oznacza – że jestem atrakcyjna. Wykonanie tego ćwiczenia może nam zająć kilka godzin, ale ono zacznie w nas kształtować poczucie własnej wartości. W taki właśnie sposób zaczynamy na faktach budować poczucie własnej kompetencji.

Na faktach?

Tak, bo my tu nie mówimy, że ktoś ma się chwalić albo dewaluować. Ja się nie chwalę, ja stwierdzamy fakty. Jeżeli powiem,  że pracuję w różnych miejscach na ziemi, że jestem międzynarodowym nauczycielem, to nie jest chwalenie się, to jest fakt. Ale gdybym zaczął wymieniać moje osiągnięcia bez potrzeby, to byłoby to chwalenie się.

Albo arogancja.

Tak. Tylko jeśli ja buduję pewność siebie na faktach, to nawet, gdy ktoś mi powie: „Jesteś arogancki”, to mnie to nie dotyka. Mogę powiedzieć: „Z twojego punktu widzenia jestem arogancki, ale ja tylko stwierdziłem fakt”. Mówiąc o tym, że piszę najpopularniejsze książki psychologiczne w Polsce – stwierdzam fakt. Opowiadam o tym, co jest autentyczne. Fakty mają to do siebie, że same się obronią, co nie zmienia nomen omen faktu, że ktoś uzna to za chwalenie się, ale to jest już typowe polskie zniekształcenie.


 

 

Mateusz Grzesiak

Mateusz Grzesiak

Mateusz Grzesiak – psycholog interdyscyplinarny