Go to content

Być jeszcze kimś oprócz siebie

Moim zdaniem, żeby nie było inaczej 🙂 Polak mógłby stać się mądrym człowiekiem, bo posiada wiedzę i doświadczenie, ale boi się, wstydzi się korzystać z niej. Skąd w nas takie myślenie ?

Pamiętam jak w szkole chodziliśmy w fartuszkach. Koledzy i koleżanki zlewali się ze sobą. Byliśmy podporządkowani, musieliśmy wyglądać identycznie. Moja mama potrafiła szyć na maszynie. Chyba większość Kobiet w jej czasach potrafiła szyć. Więc moje fartuszki wyróżniały się krojem i oryginalnymi wstawkami białej wstążki w niebieskie kropki. Pomimo tego wyglądałam śmiesznie, ale już inaczej.

Uczono nas warunkowej miłości. Rodzice kochali nas za dobre stopnie, za dobre zachowanie, za posprzątanie swojego pokoju, za odrobione lekcje. A kiedy się sprzeciwialiśmy i chcieliśmy zrobić coś po swojemu to mówiono nam, że ta Iksińska jest lepsza od nas bo jest posłuszna. Więc nienawidziliśmy tej Iksińskiej i więc plotkowaliśmy na nią i wszystko robiliśmy, żeby inni jej nie lubili. A Ci co ją lubili stali się dla nas wrogami. W dzieciństwie straszono nas, że jeśli nie zjemy obiadu to przyjdzie babajaga i nas porwie. Na spacerze wzbudzano w nas strach, że jak będziemy nie posłuszni to nas policjant ukaże lub rodzice przestaną nas kochać. Dla dorosłych byliśmy smarkaczami, którzy nic nie wiedzą o życiu. To my musieliśmy zwracać uwagę na swoje emocje. Już w dzieciństwie uczyliśmy się hamować i tłumić złość, niezadowolenie. Kiedy byliśmy dziećmi w latach 80 tych to uczono nas, że starsi nie muszą nas przepraszać. To my przepraszaliśmy za to, że zdobyliśmy się na odwagę i zrobiliśmy coś po swojej myśli. A kiedy rodzice nas na tym nakryli to co robiliśmy ? Przepraszaliśmy za naszą kreatywność, pomysłowość i wkraczanie na drogę samodzielności.

Takie wychowanie doprowadziło nas do tego, że nasz rozwój poszedł w kierunku rozwijania w sobie poczucia winy i wstydu. Czuliśmy się że jesteśmy gorsi i że z nami coś jest nie tak. Byliśmy tymi, którzy stwarzają problemy. Rodzice uważali, że dorosłość i dojrzałość rozpoczyna się w osiemnaste urodziny. A w życiu realnym jest inaczej. Sami zauważyliśmy, że nasze życie wewnętrze jest sprzeczne z tym co wpoili nam „starzy”. Tak naprawdę to my nie chcemy się od nich odłączyć, chcemy nadal być z nimi w ciągłym kontakcie. Pragniemy, żeby byli dla nas dostępni 24h na dobę. Chcemy wiedzieć, że zawsze możemy na nich polegać. Łatwiej nam jest wtedy podejmować trudne decyzje w pracy i w ogóle w życiu jakoś tak nam łatwiej, lżej. A „starym” się wydaje, że już wystarczy spotykać się na święta i te przeklęte dla nich telefony kilka razy w roku na urodziny i na imieniny. To takie dla nas puste słowa. Wolimy się spotkać i przytulić. Czasami zapominamy bo my w naszym życiu „biegniemy” śpieszymy się – nie wiemy, gdzie, ale tak wszyscy dookoła robią to my też dajemy w „długą” i zapominamy o imieninach mamy, babci, taty, brata, siostry i chrześnicy. I wtedy dzwonią do nas rodzice jakby się paliło z naganą jak mogliśmy zapomnieć wysłać sms-a bo źle o nas to świadczy. Nie zapytają się nas, czy u nas wszystko jest oki, tylko z naganą od razu w pysk. Po takiej rozmowie znów przypominamy sobie jacy z nas nieudacznicy i znów poczucie winy nas wita. I tak żyjemy z dnia na dzień. W przyszłym roku podobna sytuacja, podobny telefon i tak zataczamy w kółko.

Nas rodzice, uważają, że to my dzieci powinnyśmy pierwsi dzwonić, domyślać się o co im chodzi. Kiedy chcemy się z nimi spotkać to dają nam instrukcję, żebyśmy najpierw dzwonili przed przyjazdem. W dorosłych nie ma spontanu, bo muszą się przygotować do naszego spotkania, posprzątać, zrobić zakupy, ugotować. A my chcemy po prostu przyjechać, spotkać się, posiedzieć. Co nas więcej obchodzi. My wiemy, że nam chodzi, aby poczuć znów to ciepło, bezpieczeństwo, luz. Czasami mamy ochotę po pracy wpaść na chwilkę na filiżankę herbaty i posiedzieć z nimi w milczeniu. A oni zasypują nas pytaniami. Jak w pracy ? co u Was słychać nowego ? Jak dzieci, zdrowe ? ło matko, no przecie zdrowe, widziała je mama dwa dni temu. I tak opuszczamy w jeszcze większym przemęczeniu naszą niegdyś przystań.

Wiesz, że stosowano wobec nas przemoc emocjonalną. Uwierzyliśmy w to, że jesteśmy do bani. Brakuje nam poczucia bezpieczeństwa i wiary w siebie. Pracując na etacie, w wielu firmach stosuje się nadal ten sam schemat, który stosowali wobec nas rodzice. Jest to metoda kija i marchewki. Nadal tkwimy w tym samych destruktywnym schemacie z którego ciężko nam jest z niego się wydostać. I wcale się temu nie dziwie. Boimy się innego świata. Tutaj przynajmniej ktoś za nas ponosi odpowiedzialność. Dostajemy jakąś tam wypłatę, pracę mamy – to mamy z czego żyć. Jest co do garnka włożyć. Można przynajmniej wziąć kolejny kredyt bo przecież z wypłaty nic nie można porządnego kupić. Rodzice się pieklą, że nie potrafimy oszczędzać. A oszczędzanie boli. Nikt nie lubi kompromisów bo musi zrezygnować z jakieś dobrej rzeczy. A my wolelibyśmy odkładać pieniądze – tylko problem w tym, że nie ma z czego odłożyć. Wieczne życie na kredycie. Pocieszamy się w tej niewoli z innymi współpracownikami, że dobrze jest tylko tam, gdzie nas nie ma lub tłumaczymy sobie, że w innych firmach jest tak samo. Tacy sami ludzie. Jeśli nadal będziemy żyć z taką samą mentalnością i ograniczeniami jakie wpoili nam rodzice to nasze życie nigdy się nie zmieni na lepsze. Ile jeszcze czasu musi upłynąć, żebyście zrozumieli, że pisanie w meila do koleżanki siedzącej obok Twojego biurka buduje w Tobie przekonanie, że należy tłumić swoje emocje. Ekonomiczne biurowce nie są takie fajne. Okna nie można otworzyć, a pół dnia przesiadujesz w klimatyzacji.

Rodzice w latach 90-tych drżeli o naszą przyszłość bo oni są ostatnim pokoleniem, który jeszcze dostaje jakąś emeryturę. Z tej emerytury do Grecji na wakacje nie wyjadą, a nam tłumaczą się głupkowato, że już nic w życiu nie potrzebują. Najważniejsze jest zdrowie i że nam jakoś się powodzi. Nie chcą po prostu już się denerwować tylko spokojnie jakoś dożyć do tej starości i nacieszyć się wnukami. Kiedy mówimy rodzicom, że mamy już dość życia, w którym przyszło nam pracować żeby spłacać kredyt przez najbliższe 30 lat i deklarujemy że wyjeżdżamy za granicę to rodzice zalewają się łzami, że ich nie kochamy. Oni dali nam wszystko, a my zostawiamy ich na pastwę losu. I nie będzie kto miał im szklanki z wodą podać.

Takie słowa od dorosłych zostały wpisane do naszej podświadomości. Staliśmy się kopią naszych rodziców. Dzieci lat 80 – tych to kolejne pokolenie, które automatycznie przekazują te same wzorce z zadrą w sercu. Nas rodzice, byli uczeni, że indywidualność nie przystoi. Jednostka nie powinna wychodzić poza szereg. Nasi rodzice wynieśli taką naukę, że każdy z nich był taki sam i mógł w każdej chwili być zastąpiony.

W dzisiejszych czasach z kolei uczymy się tego, że każdy z nas jest odrębną jednostką. Każdy z nas, Ty, Ja, Ona, On to ktoś wyjątkowy. Nikt nie jest taki sam. Jesteśmy wyjątkowi, nie do podrobienia.

Mieszkamy przeciętnie w dwu pokojowym mieszkaniu. Rozejrzyj się, wszystkie kąty są zapełnione nie potrzebnymi rzeczami. Dlaczego nie potrafimy rozstać się miseczką czy kubkiem, który dostaliśmy na pierwsze urodziny. Minęło ponad trzydzieści lat, a my wciąż upychamy stare gadżety. Wmówiliśmy sobie, że to na pamiątkę. To już było – przestańmy żyć cały czas przeszłością. Nasze życie jest ulotne. Było, wspomnij, pośmiej się i teraz cieszmy się tym co mamy tu i teraz. Wiesz ile miejsca byśmy zyskali na nowe przeżycia, gdybyśmy zaczęli uczyć się nowych rzeczy i wprowadzali je w życie ?

I co teraz mój czytelniku masz zamiar z tym zrobić ? Czy nadal warto zmieniać coś w swoim życiu ? Jak widzisz, zmiany zachodzą tylko Ty bądź tą osobą, która te zmiany wprowadza w życie. Jeśli coś Cię kłuje od lat to przyjrzyj się temu z bliska. Aby wprowadzić coś nowego w życie, należy najpierw pozbyć się tego starego. Jeśli masz sprawy do rozwiązania to śmiało możesz zacząć robić porządki. Sam lub przy pomocy specjalisty. Śmiało realizuj swoje nowe pomysły. Warto spróbować, szukać w otoczeniu osób, które z chęcią Ciebie będą wspierać. I wiesz co, rozmawiaj o tym z rodzicami. Na początku mogą odrzucić nowe rzeczy, ale za każdym razem jak będziesz z nimi o tym rozmawiać to sam zaczniesz szybciej się uczyć, zaczniesz dostrzegać to co wcześniej nie widziałeś i nie będziesz mieć wyrzutów sumienie, że coś przed nimi ukrywałeś. Rodzice Ciebie kochają i chcą jak najlepiej tylko jak żyją z tą zadrą w sercu to wiesz zaczyna ich to uwierać bo sami kiedyś chcieli być tak odważną osobą jak Ty, ale wstydzą się przed Tobą i sobą przyznać dlatego wolą ranić nadal swoje dzieci niż w końcu odpuścić.

Jeśli rodzice sprzeciwiają się i nie chcą żebyś opuścił kraj to wytłumacz im jak krowie na granicy dlaczego chcesz to zrobić. Daj im czas na zaakceptowanie Twojej decyzji. Nie musisz już ich pytać o zdanie bo tylko Ty masz największy wpływ na swoje decyzje. To od Ciebie zależy gdzie, z kim i jak ułożysz sobie życie.

Jeśli praca którą wykonujesz lub środowisko źle na Ciebie wpływa, zaczynasz chorować to zacznij szukać nowej pracy, nowego miejsca. Będziesz chciał to znajdziesz.

Jeśli rodzice mają na Ciebie destruktywny wpływ to zerwij z nimi kontakt. To boli, ale jeśli czujesz, że to dla Ciebie najlepsze rozwiązanie to zrób to, przynajmniej na jakiś czas.

Zdaję sobie sprawę, że sytuacja czytelników jest odmienna. Oprócz usunięcia objawów i ulżenia w bólu należy dążyć do ułatwienia rozwoju i podstawowych zmian charakteru naszego życia. Wierzę, że każdy z nas jest zdolny do odnalezienia własnej drogi i ułożenia sobie życia zgodnie z tym jacy naprawdę jesteśmy.